Ślady twoje zasypało,
w śniegu całkiem się zgubiły...
No to daję sobie spokój. Skoro poszłaś, to idź. Ja cię wołać nie będę. Sama wiesz lepiej, sama wybierasz. Przychodzisz jedynie do tego, kto jest ciebie wart.
Widocznie ja nie jestem.
I nie próbuj nigdy nieśmiało włazić mi przez okna, kamuflując się wszędobylskim światłem księżyca. I tak cię rozpoznam i natychmiast zasunę zasłony.
I niech ci się nawet nie śni powracać do mnie jako szept wiatru, szum liści, chrzęst żwiru pod stopami. Od razu zagłuszę cię niepotrzebnym słowem.
Nie wyglądaj zza pożółkłych kartek, które i tak niedługo zamienią się srebrny popiół. I z tego popiołu też na mnie nie zerkaj.
Zabraniam ci być w jakimkolwiek uczuciu, myśli, przedmiocie i wydarzeniu. Między nami zbyt wiele śniegu i lodu. Idź sobie przez białe łąki, idź sobie przez biały las. Zapomnij, że kiedykolwiek znałaś drogę do mnie. Biel wokół ciebie i biel w twej pamięci. Wszędzie biało.
Lecz wciąż w myślach biję się z sobą -
gdybyś dziś znów stanęła na progu,
ze śniegu pewnie bym cię otrzepał
i dziękował sam nie wiem, komu...
Ciekawe, dlaczego lubię to drzewo...