Moi drodzy, aktualnie zajmujemy się łączeniem wątków i usiłujemy nie tracić głowy.
 Mimo tego, że głęboko w czaszce kłębią się tysiące negatywnych myśli  i czarnych wizji, mam jakieś pięćset stopni gorączki oraz czuję się jak gówno, a głównym tematem przy wigilijnym stole była moja waga i domniemana ciąża, to bawiłam się całkiem nieźle obżerając się i rozpakowując prezenty. Zważywszy na fakt, że co roku Święta są coraz mniej magiczne, lubię tę sztuczną, miłą atmosferę, śpiewanie kolęd od rana i unuszącą się wszędzie, delikatną woń mandarynek. Właśnie kończę list dla M., zapisuję sobie moje noworoczne postanowienia i mentalnie przygotowuję się na przyjazd mojego Aniołka, który odwiedzi moje progi już za niecałe trzy dni. Nerwowo odliczam i planuję każdy szkopół naszej wrocławskiej wyprawy. Wiem, że to czytasz, gnoju. Jeśli się właśnie pakujesz to pamiętaj, żeby zabrać kilo limonek, worek soli i jakieś dobre narkotyki, bo Tequila już się u mnie mrozi. I ogólnie to pośpiesz dupsko, bo nie mam z kim zażerać się słodyczami i oglądać zjebanych, animowanych bajek.



Ej, stęskniłam się. Nawet,kurwa, nie wiesz jak bardzo. Coś czuję, że tracę grunt pod nogami.




Dużo seksu, dobrych imprez, żeby ludzie przestali lecieć sobie ze mną w chuja, żebym w końcu schudła i przestała marudzić, żebym przestała szukać sobie problemów i cieszyła się z tego co mam, żeby było świetnie w moim związku i żeby 2014 był jeszcze lepszy. Na pewno będzie, w końcu 14 to szczęśliwa liczba. Żebym wzięła się w garść, zaczęła ogarniać i znalazła gdzieś moją zagubioną ambicję. Tego sobie właśnie życzę.