źródło: deviantart
Nick złapał się wyższej gałęzi i wyciągnął rękę, by pomóc Hannah wspiąć się wyżej. Dzień był dosyć chłodny, oboje więc mieli na sobie jesienne płaszcze, a ich szyje przewiązane były szalikami. Włosy dziewczyny, zdecydowanie jaśniejsze niż wcześniej spięte były w kitkę, a jej mina wyrażała coś w rodzaju oburzenia.
- Gdzie ty mnie w ogóle prowadzisz? - spytała w końcu, podpierając się na wystającym kawałku kory i podciągając się w górę. Podążała za Nicholasem, który był już dwie gałęzie wyżej. Uśmiechnął się do niej z góry.
- Zobaczysz - powtórzył setny raz tego dnia.
Miał szczęście, że jego partnerka nie miała lęku wysokości. Niemniej jednak miał również tę świadomość, że dłużej w niepewności nie powinien jej utrzymywać. Wiedział, że wspinaczka po drzewie będzie czymś, co skutecznie zamaskuje jego plan, a przy okazji będzie lekką odmianą od szpitalnego biurka, przy którym spędzała ostatnio zbyt dużo czasu.
Było coś koło siedemnastej. Pogodne wcześniej niebo zaczęło zanosić się szarymi chmurami, co było najlepszym dowodem na to, że prognozy nie zawsze mówią prawdę. Lada chwila mógł lunąć deszcz, jednak do szczytu ogromnej sosny w lesie przy Wyckoff było już niedaleko.
- Nicholasie Jerry Jonas - burknęła z dołu Hannah, której ta wspinaczka najwyraźniej przestała się podobać. - Nie wiem, co kombinujesz, ale ja schodzę na dół. Mam tego dosyć.
- Czekaj! - zatrzymał ją, wyciągając rękę w dół i łapiąc ją za kucyk. - To już prawie szczyt!
- Jesteśmy już co najmniej dwadzieścia metrów nad ziemią - żachnęła się, jednak błagalnemu wzrokowi chłopaka nie była w stanie się oprzeć. W milczeniu złapała się kolejnej gałęzi, by przejść jeszcze wyżej.
Minutę później byli już na miejscu. Nicholas stanął pewnie na przysadzistej gałęzi i zabujał się na niej, by sprawdzić, czy aby na pewno nie załamie się pod jego ciężarem. Gdy już się upewnił, że nic takiego mu nie grozi, wyciągnął rękę ku dziewczynie i podciągnął ją tak, by mogła zaczepić trampkiem o wypustkę w drzewie i łapiąc się brzegów jego płaszcza stanąć obok niego. Rozejrzała się uważnie dookoła.
- Wow - szepnęła, łapiąc się go jeszcze mocniej.
Razem spojrzeli w kierunku miasta, które rozciągało się pod ich stopami. Z tego miejsca mogli obserwować absolutnie wszystko: część lasów na trasie do Harrisburgu, dom Josepha i Evy na Parade Street, Avonlea Hospital czy rodzinny dom państwa Jonas. Wiatr rozwiewał ich włosy na wszystkie strony jak w amerykańskich filmach, kiedy to w szkole średniej pojawiała się nowa.
Hannah przycisnęła policzek do płaszcza Nicka.
- Ale tu wysoko - szepnęła, robiąc wielkie oczy.
- Boisz się? - spytał, patrząc na nią z góry i uśmiechając się jak anioł.
- Nie - zdementowała, jednak nie puściła się jego ramienia. - Ale w dalszym ciągu nie rozumiem, po co mnie tu przywlokłeś.
Nicholas uniósł wzrok w stronę zachmurzonego nieba. Nabrał powietrza w płuca i objął ją tak, jakby za chwilę mogła mu odlecieć. Nie miał wątpliwości ku temu, że był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, i to od ponad trzech lat. Wolną rękę wsunął powoli do kieszeni, opuszczając wzrok i zanurzając się w zieleni jej oczu, które tak bardzo kochał.
- Mam wrażenie, że znam cię od zawsze - zaczął, tym razem z subtelnym półuśmiechem. To była wyraźna retrospekcja. - Nie przypuszczałem, że dziewczyna, którą pokocham będzie lekarzem, o nie. Spodziewałem się raczej czegoś w rodzaju córki milionera.
Hannah popatrzyła na niego podejrzliwie spode łba.
- Tyle się ostatnio działo - kontynuował. - Ale uświadomiłem sobie jedną rzecz: nawet, gdybym cofnął czas, podjąłbym dokładnie tę samą decyzję. A wiesz dlaczego? Bo to ty jesteś tą, bez której nie istnieję. Czy widziałaś w ciągu ostatnich trzech lat choć raz artykuł o Nicku Jonasie, w którym nie pojawiało się twoje imię? Wszyscy tylko Nannah i Nannah. Ale to dobrze.
- Nick? - spytała, jednak wiatr zagłuszył ją na dobre.
- Hannah - powiedział, wyciągając z kieszeni płaszcza pierścionek z niebieskim oczkiem. - Wiesz, że cię kocham. I chcę, żebyś została moją żoną. Po raz drugi.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Wiedziała, że życie jest dziwne, ale absolutnie nie spodziewała się tego, że w swoim życiu dwa razy będzie wychodziła za mąż. W dodatku dwa razy za tego samego faceta.
- Jestem zakochany jak nastolatek - mówił dalej, widząc bezapelacyjną zgodę w jej uśmiechu. Ujął jej dłoń w swoją własną i zaczął wsuwać pierścionek na palec, na którym spoczywał już pierścionek, który podarował jej na koncercie w Illinois w ramach pierwszych oświadczyn. - Jesteś moją piosenką, zapomniałaś?
Na twarzy dziewczyny pojawiły się dołeczki, a kąciki jej ust uniosły się w górę.
- Dużo czasu zajęło ci podjęcie decyzji, żeby oświadczyć mi się na drzewie, głuptasie? - spytała, chowając ręce do kieszeni i robiąc mały krok w tył na gałęzi sosny, co było ruchem niespodziewanym. Nick przechylił głowę i zmrużył oczy. - W sumie, to skoro już tu jesteśmy, to też chciałabym ci o czymś powiedzieć.
- Korzystasz z najlepszej możliwej okazji - odparł, opierając się plecami o koniec pnia. Obserwował podejrzliwie, jak jego narzeczona spuszcza głowę w dół i jakby unika jego wzroku. Próbowała coś powiedzieć, jednak za każdym razem, gdy tylko otworzyła usta, natychmiast je zamykała. Wyglądała jednak na bardziej rozluźnioną niż zazwyczaj.
Aż w końcu machnęła ręką na wszystko i uśmiechając się podeszła do Nicka, po czym stanęła na palcach i wyszeptała mu coś do ucha.
Nick złapał ją za ramiona i oddalił od siebie, by wbić w nią wielkie oczy pełne znaków zapytania. Jej twarz wyglądała nie tylko na spokojną, ale i również na szczęśliwą.
- Powtórz to - rozkazał, stojąc sztywno jak słup soli. Wciąż przyswajał sobie to, co właśnie usłyszał. I jakoś nie mógł uwierzyć.
- Jestem w ciąży - powiedziała głosem tak radosnym, że anioły mogłyby jej zazdrościć.
Nicholas stał w bezruchu jeszcze przez kilka sekund. Hannah zaniepokoiła się jego reakcją - spodziewała się raczej jakiegoś wybuchu radości, a on stał i nic, tylko na nią patrzył. Kiedy w jego oczach pojawiły się najprawdziwsze łzy, przestraszyła się nie na żarty.
Kiedy już miała spytać się, co się stało, przekonała się, że jej wcześniejsze przypuszczenia były jak najbardziej prawidłowe, a jej mężczyzna ma po prostu opóźnioną reakcję. Szczęśliwy jak bobas Nicholas przytulił ją ostrożnie do serca i pocałował niespodziewanie. Zupełnie tak, jak co dnia skradał jej pocałunki.
- ZOSTANĘ OJCEM! JA, NICK JONAS, ZOSTANĘ OJCEM! - wykrzyczał po chwili, aż wypłoszył wszystkie ptaki z lasu. Hannah zachichotała i po raz pierwszy od dłuższego czasu poczuła się pełna. Wszystko było na swoim miejscu.