http://www.youtube.com/watch?v=JRWox-i6aAk
Miłość od szczenięcych lat
część szósta
Mijały dni za dniami. Nie rozmawiali ze sobą. Bronili się do tego pomimo, że ciągnęło ich do siebie. Chłopak, który walczył o wzgledy Julki nie poddawał się. Chdził za nią, prawił komplementy, nawet poprosil ją aby została Jego dziewczyną. Na marne. Ona widziałam tylko Huberta. Kochała Go całą sobą, jej serce należało do Niego. Pomimo, że mial chore serduszko, to miał także jeszcze jedno zdrowe. Lecz On się przed tym bronił jak tylko mógł. Dziewczyna ciągle o Nim myślała i płakała, koleżanki probowały ją pocieszać lecz nie skutkowało.
Pewnego dnia Hubert siedzial na lawce na placu szkoly. Rozmyślał. Dlaczego On na to wszystko pozwalał? Patrzał na to jak jakiś idiota próbuje rozkochać w sobie Julkę. A co jeśli mu się to uda? Co jeśli sie w nim zakocha i będzie jego? A ona nie będzie wiecznie płakać za nim..
W oddali zauważył swojego rywala wraz z kolegami. Jakaś obca siła pociągneła go w tamtym kierunku. Nie wiedział co robi, wiedział tylko, że musi z nim porozmawiać. Że to co się dzieje dziać się nie powinno.
- Hej! - zawołał. - Zostaw Julię w spokoju. Nie patrz na nią i nie łaź za nią.
- A kim Ty jesteś zeby mowić co mam robic? - zaśmiał się.
- Wyzywam Cię na pojedynek. Ścigajmy się. Jeśli wygram zostawisz ją w spokoju, jeśli przegram to pomoge Ci ją zdobyć.
- Mam Ci pomóc się zabić? - kpił.
- Bieg na 100m, teraz. - powiedział Hubert idąc w stronę boiska.
Ustawili się na lini. Hubert wiedział, że ryzykuje życiem. Wiedział, że może Go to zabić. Ryzykował drugi raz zyciem dla Julki.
Ręka jakiegoś przypadkowego chłopaka z ich szkoły sie uniosła ku górze, za chwile odpadła w dól dając znak, że mają ruszać. Biegli. Byli równo, łeb w łeb. Biegli, oboje o tą samą wygraną. O Julke. Żaden z nich nie zwolnił. Hubert nie mógł przegrać. W wygranej chodziło o szczęście. O szczęście Jego i Julki. O nich..
Linia została przekroczona. Oboje opadli na ziemię. Nieznajomy wstał z ziemi podchodząc do Huberta.
- Gratuluje. Jest Twoja - powiedział podając Hubertowi rękę i uśmiechając sie. Byl to szczery uśmiech. Przyjacielski?
- Dzięki - powiedział i odwzajemnił uśmiech.
- Ty ją naprawdę kochasz. Nie pozwól aby płakała. Niech będzie szczęśliwa. Walcz o nią i o chorobę, musisz wyzdrowieć dla niej - powiedział i oddalił sie w stronę szkoły. Hubert nie tracił chwili i podbiegł w kierunku okna które należało do pokoju Jego wybranki.
Wział niewielki kamień i rzucił w szybę. Dziewczyna po chwili wyszła wychylając się.
Zdziwiła się. Co On tutaj robi? Przecież zakończyl wszystko. Przecież jej już nie chciał.
- Hubert, co ty robisz?
- hej! - krzyknął.
- Oszalałeś? Chłopakom nie można przychodzić do damskich akademików.
- Julka, chodźmy na randkę pooglądać błekitne niebo na łące. Chodź - powiedział z promiennym uśmiechem.
- Myślałam, że ze sobą zerwaliśmy - powiedziała smutna.
- Naprawdę? Kiedy? Nie wiedzialem o tym - powiedział idąc powoli w innym kierunku. Byl to znak dla Julki, że ma iść za nim.
- Nabijasz się ze mnie! - krzyknęla i wybiegła z pokoju w stronę Huberta.
Szli w stronę łąki. Ich łąki. Hubert nagle chwycił dłoń Julki uśmiechając się do niej. Doszli na polankę. Leżeli wpatrywając się w niebo. Czuli swoją miłość w powietrzu. Tak bardzo czuli się wpaniale będąc ze sobą. Kochali sie i nic ani nikt nie mógl tego zmienić. Nawet najblizsza śmierć Huberta nie była wstanie ich sobie odebrać.
cdn.
Tworczosczserca