http://www.youtube.com/watch?v=gHYcfhIylpw
Tekst, który za chwilę przeczytacie będzie czymś w stylu pamiętnika. Po prostu chcę opisać to co czuję i jak wygląda moje życie. Może nie jestem sama i są inne osoby, które może mi pomogą, podniosą jakoś na duchu. Jeśli chcecie, to za kilka dni/tygodni mogę znów się odezwać jak funkcjonuję, jednakże wątpie, że kogoś to interesuje.
Obudziłam się późnym rankiem. Czułam się cholernie źle, straciłam wszystko. Najlepszego przyjaciela, miłość swojego życia. Spojrzałam w lustro. Moje oczy były opuchnięte, tusz spływał po policzkach wraz ze łzami. Zmieniłam się. Byłam silną dziewczyną, bo przecież wychowałam się wśród chłopców i zawsze byłam "kozakiem". Przynajmniej tak mi się wydawało. Rany zadane w sercu zmieniły się w blizny na rękach, nogach, gdziekolwiek. Ból psychiczny zamieniłam w ból fizyczny. Nikt mnie nie zna. Miałam wyjebane i nie liczyło się dla mnie nic. W pewnym momencie zrozumiałam, że przegrałam. Przegrałam walkę z samą sobą. Podejrzewałam u siebie zaburzenia psychiczne, depresje. Na codzień się uśmiechałam, wszyscy uważali mnie za wyluzowaną laskę, niektórzy mówili, że jestem wredna, choć tak naprawdę mnie nie znali. Zwracałam na siebie uwagę, próbując w ten sposób zawołać o pomoc. Ścięłam włosy, jednak ludzie z mojego otoczenia stwierdzili, że po prostu jestem rozpuszczonym gimbusem. Mam 15 lat. Problemy w rodzinie przytłaczają mnie z każdym dniem coraz bardziej. Nie radzę sobie z nimi. Nikt nie wie, że jest z mną aż tak źle. Nawet przyjaciele, choć i tych mam niewielu. 2 przyjaciół również miało problemy w domu, dlatego nie chciałam ich obarczać swoimi. Przyjaciółka uciekając od problemów brała środki nasenne. Też spróbowałam. Po kilku tygodniach stoczyłam się na samo dno, z którego nikt nie chce mnie wyciągnąć, a mi samej jest tu dobrze. Codziennie biore środki nasenne, samookaleczam się. To mi pomaga, chociaż sama nie wiem na jak długo to okarze się skuteczne. Każdy mój dzień jest walką o przetrwanie. Mogę nie jeść nic, a potem jeść kilka dni cały czas i nie jeść przez kolejne kilka. Cały czas się uśmiecham, ale przecież nikt nie jest głupi i zauważy w oczach, że jednak jest źle. Nawet wyjazd na wakacje z dala od domu nic nie zmienił. NADAL MYŚLĘ, ŻE KIEDY UMRĘ BĘDZIE LEPIEJ. O samym samobójstwie jednak nie myślę zbyt często. Chcę żyć, bo mam dla kogo, ale nie potrafię się podnieść. Nie umiem. Idę spać bardzo późno, mam zaburzenia snu. Nie leczę się w żaden sposób, bo jest mi tak wygodnie, chociaż nie chcę tak żyć. Mam wiele planów i marzeń, które chcę zrealizować. Nikt się mną nie interesuje, nawet mama myśli, że jest w porządku. WCALE NIE JEST.
Róża