Na samy początku chciałem tylko powiedzieć, że przepraszam jeśli będe użalał się nad sobą ale pisząc to daje upust swoim emocją, których w ostatnim czasie jest we mnie mnóstwo.Już od jakiś czterech tygodni leże w szpitalu, lekarze wykryli u mnie raka kości tzw kostniakomięsaka, ale może będzie lepiej jak zaczne od początku. Jakoś pod koniec września zacząłem odczuwać straszne bóle prawej nogi które nasilały się wieczorami a przy tym noga mi puchła. Myślałem że to przez uraz przy grze w nogę więc nie zwracałem na to zbytniej uwagi,mówiłem sobie że minie i wszystko wróci do normy. Jednak nie wróciło bóle były coraz silniejsze a noga sprawiała wiele kłopotów w zyklych codziennych czynnościach.W listopadzie nie wiem jakim cudem ,potknąłem się i złamałem kość piszczelową było to dla mnie bardzo dziwne bo mniewałem gorsze upadki czy urazy i nigdy nie złamałem nogi a tu zwykłe potknięcie i prosze.Mama wyciągneła mnie do lekarza,opowiedziałem mu dokładnie co działo się z moją nogą w ostatnim czasie,zrobiliśmy rentgena okazało się że noga jest złamana ale lekarzowi się to nie podobało zlecił mi szereg badań. Po paru dniach usłyszałem że mam nowotwór złośliwy pieprzonego raka kości,lekarze kazali mi jak najszybciej zawitać do szpitala aby zrobić biopsje.Moja mama w tamtym momencie całkowicie się załamała,straciła już jednego syna miała tylko mnie i Anię. Nie jestem w stanie wam powiedzieć co Ja wtedy czułem ,co czuje teraz złość ból wyrzuty do całego świata smutek i codzienne pytanie dlaczego mnie to spotyka,dlaczego moją rodzine dotyka taki pech?Nie chciałem wracać do szpitala,ogarnełam mnie depresja miałem tyle planów,zaczynałem przecież nagrywać płytę wszystko się układało a tu nagle dowiaduje się że prawdopodobnie długo nie pociągne.Zadawałem sobie pytanie co mam powiedzieć Majce? Przecież kocham ją całym sercem, ale nie moge jej narażać na cierpienie a jeżeli dalej ze sobą będziemy to niestety tak będzie.Po tygodniu próśby i namów mojej siostry i ojca poszedłem do szpitala i zaczełą się, wszystkie badania biopsja i diagnoza że guz jest już bardzo poważny.Jednak najgorszą wiadomością było to, że jeżeli wycinki i chemioterapia nie polepszą mojego stanu w gre wchodzi amputacja nogi...Potem dowiedziałem się ,że pacjenci z tym nowotworem przeżywają zaledwie 5lat.Cały świat mi się załamał,praktyczie w nikim nie miałem wsparcia, mama popadła w deprsje siostra zamkneła się w sobie Maja płakała ukratkiem myśląc że nie widze jedynym pocieszeniem byli moi koledzy którzy naprawdę podeszli do tego z dystansem,przychodzili i przychodzą do mnie codziennie przynoszą płyty filmy, siedzimy gadamy wygłupiamy się.Wiem że im też jest ciężko z tym wszystkim ale dają rade, przecież nie mogą marnować swojego życia dlatego ,że ja powoli umieram...Trudno jest mi myśleć pozytywnie o tym wszystkim z dnia na dzień czuję sie coraz gorzej 14 będe miał pierwszą operację, jeżeli nie pomoże amputują mi noge... Nie chce tego,nawet gdy to pomoże zmarnuje mi reszte życia kim ja będe? zwykłym kaleką który nigdy już nie osiągnie nic w życiu,zastanawiam się nad zerwaniem z Majką nie chce żeby widziała jak z dnia na dzień jest ze mną gorzej, że powoli umieram i trace nadzieje, nie chce żeby zmarnowała życie na takiego gnojka jak ja Ona ma jeszcze całe życie przed sobą a ja? Boję się o każdy kolejny dzien,modle się do boga aby mnie zabral i skrócił to całe gówno,bo jeżeli mam umierać tak powolną śmiercią chce umrzeć już teraz.Nie mogę na siebie patrzeć, tak łatwo się poddaje jak mięczak,ale ja po prostu nie mam już siły do tego wszystkiego.Wiele osób cierpi z mojego powodu a to dobija mnie jeszcze bardziej.Mam wrażenie, że dla niektórych jestem ciężarem, nigdy nie zdawałem sobie sprawy co czuję osoba śmiertelnie chora ale to co odczuwam w środku jest straszne całkowity rozpierdol,Wiecie jakie to uczucie codziennie lezec w lozku, patrzec w sufit i czekac na ostatni oddech, a wokól siebie widziec cierpiacych ludzi? Mimo że to dopiero początek tej choroby ja już trace nadzieje,chyba nie chce walczyć... Po raz pierwszy w życiu czuję się jak śmieć,który nie umie powiedzieć swojej dziewczynie że dłużej nie możemy być razem. Teraz czekam tylko na operację ale mam tez do Was ogromną prośbę... Jeżeli ktoś z was ma skonczone 18lat i mógłby oddać krew,niech pisze odezwie się lub cokolwiek. Dla was jest to nie dużo a mi lub innym ludziom których poznałem może uratować życie,będe wdzięczny jesli ktoś z was nam pomoże. Postaram się napisać po mojej operacji jeżeli tylko mój stan fizyczny i psychiczny na to pozwoli.
Karol