Oto twórczość Marty : )
Zapraszam do wysyłania mi Waszych prac :*
Patrzę przez okno, widzę ludzi nieświadomych swego szczęścia. Oni mają swoje
życie, moim życiem jest szpital. Od kilku lat choruję na raka. Chemie,
które mi podano wyniszczyły moje ciało. Kiedyś byłam szkolną pięknością,
chłopcy mnie lubili, miałam wielu przyjaciół. Moje blond włosy sięgały
mi do połowy pleców, niebieskie oczy przyciągały wzrok kolegów, kształty
ciała kusiły. Teraz włosów nie mam, wypadły. Oczy wyblakły, kształy
znikły. Jestem cieniem, nic już nie znaczącym. Matka przychodzi do mnie
tylko, by nie sprawiać mi przykrości. Myśli, że tego nie dostrzegam. W
jej oczach jest większy smutek i obrzydzenie niż w moich własnych.
Ojciec już dawno się odwrócił, sam powiedział, że nigdy nie wyzdrowieje.
Jedyną osobą, która we mnie wierzy to moja siostra. Przychodzi z
uśmiechem, pytając się jak moje samopoczucie. Pocieszając mnie za każdym
razem, gdy się załamuję, szepcząc do ucha, że wyzdrowieje, że znów będę
mogła robić to, co lubię. Jeszcze jakiś czas temu byłam tancerką, moja
była grupa przychodzi do mnie - rzadko, bo rzadko, ale przychodzi.
Spotykałam się z jednym z tancerzy - z Tomkiem. Byliśmy ze sobą 1,5
roku, kiedy dowiedział się o mojej chorobie odszedł. Pare miesięcy temu
spotkaliśmy się, powiedział mi, że bał się pokochać mnie za bardzo.
Tomek odszedł z grupy i wyjechał, od tego czasu nie mam z nim kontaktu.