"Carpe Diem" cz.5
W domu było strasznie głośno. Amanda zaczęła płakać, a ja się zdenerwowałam. Rozebrałam ją więc szybko i ułożyłam w łóżeczku, po czym wbiegłam pokonując po dwa schody na górę
Nie pukając weszłam do pokoju Sama, gdzie stał w samych bokserkach.
-Nie nauczyli Cię pukać?!
-Nauczyli! Ale do jasnej cholery ścisz tę muzykę! Mandi płacze-mówiłam trzymając Lili na rękach.
-A to co?
-Liluśka, można powiedzieć, że ją dostałam
-Fajna.
-Dobra,dziesz ze mną na dół!
-Po co?
-Jak to po co?! Robisz małej mleko a ja idę ją uspokoić
-Nie...
-Nie interesuje mnie to czy ty masz czy nie mach ochoty, czy Ci się chce czy nie. Idziesz i już!
-Dobra, tylko się ubiorę.-podniósł ręce nam głowę, w geście obrony.
No. Nieźle... 18-sto latek słuchający 16-sto latki.
Rodzice wrócili przed 23. Ja cały czas siedziałam przy małej, ponieważ cały czas się budziła.
-Idź już spać kochana-szepnęła Ola.- Tylko najpierw mi powiedz, co to za piesek.
-To Lili, jest moja, kupiłam ją -wymamrotałam na pół śpiąco.
-Nie ma sprawy, ale ty go karmisz, wyprowadzasz i trzymasz w swoim pokoju.
-Mhm.
Wzięłam psa na ręce i poszłam z nim do swojego królestwa. Kiedy już weszłam po schodach, puściłam ją na podłogę a ona merdając ogonkiem szła za mną.
-Dobra Lil, wybieraj, śpisz ze mną czy na ziemi?
Sunia grzecznie siadła przy łóżku.
-Okej, tylko nie robimy siusiu ani nic podobnego na pościeli. Rozumiemy się!
Lila szczeknęła.
Podziękowałam w duchu, że mam własną łazienkę. Szybko się umyłam i wskoczyłam pod kołdrę. Suczka położyła się tuż obok. Wtulona w miękką sierść psa szybko zapadłam w błogi sen.
Obudziłam się chwilę po szóstej. Była piękna o dziwo bardzo pogodna jak na październik sobota. Ubrałam się jednak cieplej, bo wiało.
-Lila!-zawołałam psinę, a ta wyleciała zza łóżka.-Idziemy na spacerek.
Lilka latała po ogrodzie jak szalona! Obsikała kilka drzewek, ale swoje inne potrzeby załatwiła poza posesją. Nie ma co, mam kulturalnego psa.
-Dobra chodź młoda. Idziemy, bo strasznie wieje.
W domu Sam siedział i pił herbatę.
-Mogę mieć do Ciebie prośbę?
-Do mnie?-zdziwił się
-No tak. Masz auto a ja potrzebuję jechać do sklepu.
-Spoko, daj mi 5 minut.
Chwilę później siedziałam na miejscu pasażera.
W sklepie kupiłam posłanie,karmę, obrożę i smycz dla psa a dla królewiczów kupiłam jedno siodło wszechstronne, smaczki, granulaty i lizawki. Do tego kilka par bryczesów, rękawiczki do jazdy, baciki oraz szczotki. Na szczęście nie zapłaciłam dużo.
W drodze powrotnej 'zahaczyliśmy' także o weterynarza, który zaszczepił mojego kudłatego przyjaciela.
Okazało się, że Lili jest psem. Jak mogłam tego nie zauważyć?... Teraz będzie nazywał się...hmm, Biszkopt. Tak, to dobre imię, pasuje do jego umaszczenia.
W domu byliśmy po dziewiątej. Postanowiłam więc zabrać się za robienie obiadu. Zrobiłam rosół a na drugie danie zdrową sałatkę a do tego kotlet. Biszkoptowi osobno ugotowałam jakąś zupkę w kośćmi.
Po 12 wszystko było gotowe.
-Zuza! Ty świetnie gotujesz!-stwierdziła Ola
-To chyba po tacie.
-Mhm! To by się zgadzało..
-Ania idziesz dzisiaj ze mną do koni?
-A mogę?-zrobiła wielkie oczy.
-No oczywiście! To zjedz na spokojnie, przebierz się i pojedziemy rowerami.
Ja sama umyłam po sobie talerze, napiłam się soku i poszłam się przebrać. Założyłam na siebie brązowe bryczesy w kratę, bluzkę z krótkim rękawem, a na to ciepłą, szarą bluzę z motywem konia na plecach, do tego wysokie oficerki. Włosy spięłam w warkocz. Biszkoptowi ubrałam granatową obrożę po czym wypuściłam go na ogród.
-Wskakuj na rower i pędzimy!-mówię do niej kiedy sama wsiadam na 'furkę' pożyczoną od taty.
W stajni byłyśmy po 5 minutach.
-Dzień Dobry pani Dominiko! Którego brać na pierwszy ogień?
-Weź którego chcesz, ja czekam na hali.
Tak więc pierwszego wzięłam Cymanona. Ubrałam mu czarny czaprak i siodło ujeżdżeniowe, do tego ogłowie. Sama założyłam kask na głowę i wzięłam bacik. Anię posadziłam na przód siodła, i usiadłam za nią..
Na Cinim nie jeździło mi się zbyt dobrze, za to pani Blance wychodziło to perfekcyjnie.
-Wydaje mi się, że nie dam sobie z nim rady. -stwierdziłam odprowadzając Cinnamona do boksu
-Jeśli serio źle Ci się jeździ na bułanku, mogę go wydzierżawić.
-Hm, w sumie to nie głupi pomysł.
Jazda na Siwym, to było coś!
-Dobrze Zuu! Nadgarstki proste, w górę. Super. Patrz przed siebie. Generalne? Czy Twoje ramiona nie lubią przypadkiem być za kolanami? Wyprostuj plecy, proste! I teraz ładnie dodajemy do kłusika. Półparadka i lekko łydka, trzymaj go. O tak! Świetnie! Podnieś Królewicza, podnieś. Tak jakbyś chciała go w ogóle od podłoża oderwać. Dosiadem, uda, uda, uda. O, super! Widzisz od razu lepiej zadem idzie. Zu, teraz galop. Półparadka, łydka. Jedź tą długą ścianę. I ciśniecie. Tak, tak, tak. Ręka. Plecy, super! Jeszcze minimalnie pięta w dół. No fenomenalnie Zuza! Do kłusa. Zrób Siwemu żucie, ale cały czas, cały czas na kontakcie. Do stępa, ale dosiadem, dosiadem.