Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 46
Minęło kilka tygodni, życie na pozór wyglądało normalnie. Wyspa, na której Maks spędził ostatnie dwa miesiące, była dla niego już jak drugi dom. Tęsknił za Łebą, za pracą i przede wszystkim za Leną i Antosiem. Czas mijał mu szybko, a życie było jak przygoda. Chciał wrócić, ale bał się znów cierpienia. Wiedział, że znów może stracić rodzinę, a tego nie chciał.
Ryk zwierzęcia odbił się echem od ogromych drzew. Devere uważnym spojrzeniem obrzucił okolicę i najciszej jak potrafił szedł w stronę plaży. Musiał jak najszybciej wydostać się z zarośli, jeśli nie chciał być czyjąś przekąską. Te ostatnie dni przetrwał jedynie, dzięki szczęściu. Już kilka razy natknął się na dzikie zwierzęta i nie było to miłe spotkanie.
Opadł zmęczony na gorący piasek. Nie miał sił wstać i pójść w stronę samochodu, który oddalony był od niego o jakieś dwa kilometry. Niechętnie podniósł się. W torbie odnalazł butelkę z wodą. Upił kilka łyków, a resztę wylał na spocone ciało.
Słońce spaliło jego skórę na ciemny brąz, włosy natomiast rozjaśniły się o jeden stopień. Jego umięśniony tors przyciągnął wzrok kilku kobiet przemierzających z aparatem brzeg morza. Wysilił się na blady uśmiech. Chwilę potem usłyszał swoje imię gdzieś za plecami. Bez przeszkód rozpoznał ten mocny i chrapliwy głos faceta, u którego wynajmował pokój.
- Żałuj, że nie widziałeś tego misiaczka - wesoło się roześmiał.
- Phil, ty stary łajdaku! Nie chcę ryzykować, za młody jestem na śmierć! - spojrzał wymownie na starszego mężczyznę.
Jak na swój wiek trzymał się całkiem nieźle, a była to zasługa trybu życia jaki prowadził od wczesnej młodości - rejsy, zawody konne, polowania, ciąłga ucieczka przed prześladowcami. Devere uwielbiał słuchać tego jak opowiadał o swoim dawnym życiu. Swoimi słowami przyciągał wielu słuchachy, a opowiadał tak, że serce drżało.
- Wracajmy, Lee przygotowała już obiad - zarządził i uważnie spojrzał na ramię Maksa, uśmiech zszedł z jego twarzy. - Jesteś ranny!
Biznesmen podążył za jego wzrokiem.
- Oh, to tylko draśnięcie!
`- Nie chrzań! - ujął ostrożnie ramię zaskczonego mężczyzny. - Rana jest głęboka, do tego zanieczyszczona! - pokręcił zrezygonowany głową. - Nie mamy zbyt wiele czasu, mój drogi.
Pociągnął Maksa za zdrowe ramię, rzucając kilka przekleństw.
No tak, cały Phil! Troszczy się o innych lepiej niż o siebie samego, dodał w duchu Devere.
- Nareszcie jesteście! - Lee wyszła im naprzeciw.
Była kilka lat po piędziesiatce, a werwy i zapału do życia mogła pozazdrościć jej niejedna dwudziestolatka. Rude włosy, które falowały na wietrze wyglądały jak burza miliarda odcieni pomarańczy. Wyglądały pięknie, jednocześnie podkreślając zieleń tęczówek oczu. Zaokrąglona sylwetka dodawała jej czaru i kobiecości, ani trochę nie ujmując jej urody. Wiedział dlaczego Phil oszalał na jej punkcie, żaden mężczynza nie mógłby się oprzeć takiej kobiecie.
- Ah Lee, gdybym był o kilka lat starszy - westchnął Maks, całując kobietę w oba policzki.
- Nie mydl jej oczu, synu!
- O czym on mówi? - wesoło się roześmiała.
- Zerknij na jego ramię - szybko rzucił, nie dając mężczyźnie dojść do głosu.
Lee Radcliffe uważnie obejrzała ranę na ręce zmieszanego Maksa. Jej twarz momentalnie pobladła, Devere wyczuł, że te popołudnie nie będzie należało do najmilszych.
- Chryste, do domu i to szybko!