Tańcząca w ciemnościach - Rozdział 45
- Lena, skarbie! - babka dziewczyny energicznie szarpnęła ją za ramiona.
Oczy dziewczyny otowrzyły się, ale nadal były nieobecne. Spojrzała nieprzytomnie na starszą kobietę, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Ukryła twarz w dłoniach i próbowała uspokoić szalejące w niej emocje. Starała się doprowadzić puls do normalności. Kilka wdechówch, kilka wydechów. Powoli rozejrzała się po pokoju, z ulgą stwierdziła, że jest w sypialni Maksa.
- Jesteś cała zlana potem - seniorka otarła twarz Leny ręcznikiem.
- Jak mnie tu znalazłaś? - szybko zmieniła temat.
- A gdzie indziej miałabym cię szukać? - spojrzała na nią głupkowato. - Dlaczego nie spytałaś o Maksa?
Wnuczka właścicielki pensjonatu spuściła wzrok, po chwili na jej policzkach pojawiły się dwa nieregularne strumienie łez.
- Bo to boli - szepnęła, wtulając się w poduszkę.
Ciepła dłoń babci gładziła ją po głowie.
- Płacz, ulży ci.
Jednak ukojenie nie przychodziło. Dławiła się łzami, obrzucając siebie stekiem przekleństw. Wiedziała, że wtedy odchodząc popełniła największy błąd swojego życia. Uciekłam, bo go kocham - nie to bez sensu! Poderwała się i szybkim krokiem podążyła do kuchni.
W lodówce odnalazła butelkę dobrej whisky i odważnie pociągnęła łyk złotego trunku. Ciepło powoli rozeszło się po jej trzewiach, dając złudzenie mijania problemów. W salonie rozbrzmiał telefon. Niechętnie podeszła do urządzenia i podniosła słuchawkę.
- Halo? - rzuciła od niechcenia.
- Lena? - głos Maksa orzeźwił ją w jednej chwili, ale nadal milaczała. - Jesteś tam?
- Tak - wyszeptała.
- Lena, przep...- połączenie przerwano.
Mocniej ścisnęła słuchawkę.
- Maks?! Niech to szlag! - cisnęła telefonem przed siebie.
Bez słowa opuściła ich wspólny dom i ruszyła przed siebie. Potrzebowała ciszy i spokoju, by przemyśleć na spokojnie swoje położenie. Wiatr przyprawił ją o gęsią skórkę. Energicznie potarła dłonią ramię, chcąc w ten sposób choć na moment pozbyć się przeszywającego chłodu.
Podniosła wzrok na niebo. Pokrywały je czarne chumry, lada chwila miało lunąć. Przyspieszyła kroku, chciała jak najszybciej znaleźć się na plaży.
Jak się spodziewała brzeg morza był opustoszały. Woda szalała, zapowiadał się sztrom. Znalazła wygodne miejsca przy pniu drzewa. Utkwiła wzrok w rowścieczonych falach, a po chwili zatopiła się w myślach. Wiedziała, że musi czekać by na spokojnie porozmawiać z Maksem. Tak dużo chciała mu powiedzieć. Fakt rozłąki doprowadzał ją do szału i jedyną osobą, którą mogła o to obwiniać była ona sama.
- Przeszkadzam? - na dźwięk głosu Karola drgnęła niespokojnie. - Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
Milczała, uparcie patrząc przed siebie. Chyba wyczuł jej niechęć do rozmowy, bo z jego ust przez kilka godzin nie wypłynęło żadne słowo.
Obrzucił drżącą kobietę zatroskanym spojrzeniem. Była sina na całym ciele, miała zaciśnięte usta i tak hardy wyraz twarzy, że rozbawiła tym towarzysza.
- Z czego się śmiejesz? - zgromiła go spojrzeniem.
Pokręcił głową na znak, że nieważne i okrył dziewczynę swoim swetrem. Bez słowa protesu przyjęła ciepły gest ze strony fotografa. Odczuwała wzgledem niego różne uczucia, mimo wszystko zawsze był przy niej. Pomagał jej, troszczył się i widać było, że pokochał Antosia. Jednak Lena traktowała go tylko i wyłącznie, jak przyjaciela. Wiedziała, że to za mało dla niego. Wyczuwała, że zadurzył się i traktuje ją jak kogoś znacznie bliższego niż koleżanka.
- O czym tak dumasz? - cisnął przed siebie kamieniem.
- O wszystkim i o niczym - westchnęła. - Chyba czas się zbierać do domu, już późno.
Kiwnął głową, a po chwili pomógł wstać Lenie z piasku. Wyszli spod korony drzewa, gdzie spędzili ostatnie kilka męczących godzin. Deszcz szybko zmoczył ich ubrania, po chwili oboje dygotali z zimna. W milczeniu doszli na parking, gdzie stało czarne cabrio Karola.
- Do zobaczenia jutro - rzuciła, chcąc się oddalić.
- Chyba nie myślisz, że puszczę cię samą do domu w taką pogodę - wesoło się roześmiał. - Nie przyjmuję sprzeciwu.
Ubiegając myśli dziewczyny, szybko dodał:
- Nie to nie będzie dla mnie kłopot - posłusznie wsiadła do auta.