Panicz zapewne w głębi duszy cieszy się, że mnie ma.
Szkoda tylko, że tak nie jest, bo nie ma duszy.
Czy ja na prawdę zaczynam tłumaczyć alegorie których używam?
Panicz to ostateczny idiota. Zerwałam z nim kontrakt, więc czemu wciąż to utrzymuję?
Czy ja zadaję pytania?
Nigdy. Zdeterminowanie to moja domena.
Węże u jego stóp
kąszą go o północy
będzie tym skurwysynem
którego będziesz nienawidzieć
są na jego języku
gryzą go w serce
to koniec
jego zaufania.
On sam wie, że nigdy nie przestanie ufać.
Mówiłam, nie zadaję pytań.
Zawsze mam na nie odpowiedzi.
Nie rozumiałam, i nie rozumiem ludzkiego zaufania.
A tym bardziej chwili jego słabości.
To przecież niemożliwość sama w sobie.
A jednak się dzieję.
Czy panicz jest na prawdę takim egoistą, że nie jest w stanie
poświęcić własnego dobra na rzecz tego
na czym mu zależy?
Wiem, że jest.
Inaczej dawno bym go opuściła.
Chce być paniczem.
A panicz chce być mną.
Ludzkie życie nie ma sensu.
Jest chyba pierwszym, który sprawia, że upadam.
Nie chciałabym zapeszać.
Ale rozumiem miłość.
To tak sprzeczne ze sobą
nie.
w zasadzie to nie jest nic, a nic.
Powinno być logiczne.
Panicz powinien mieć racje.
Powinien tak nie robić.
Dzieje się co innego.
SNAKES ON HIS FEET