Myślisz, że wiesz, jak się czułam? Nie. Nic nie wiesz. A ja nawet nie potrafię tego wytłumaczyć, opisać tego, choć bym chciała. Na nic tłumaczenie. Nie znam słów, nie umiem mówić. Potrafię rozmawiać tylko z Nim. Zresztą kogo to interesuje? Ja nie chcę współczucia. Nie nazywajcie tego wszystkiego przedstawieniem. Jestem marną aktorką, a scena na której grałam rozpadła się i teraz buduję ją na nowo - stabilniejszą, mocniejszą, która ma przetrwać wszystko. I tam nie będzie już gry, to będzie improwizacja życia. Bez scenariuszy, rozplanowywania, charakteryzatorów, ludzi od oświetlania, którzy tuszują to, co nie powinny ujrzeć inne oczy. Nie będzie masek ze sztucznymi uśmiechami. Bo mimo wszystko, mimo całego syfu i zepsucia potrafię przywołać na twarz prawdziwy uśmiech.
Nie zadawajcie mi pytań. Choć raz dajcie mi spokój, nie tego potrzebuję. Docinek też mi nie potrzeba. To mnie czegoś nauczyło, będę miała nauczkę na całe życie.
Są takie momenty w życiu, których nie chce się pamiętać, a mimo to ma się je ciągle przed oczami. Przed spaniem, kiedy leżysz i patrzysz w ciemność, nabierają one kolorów, stają się wyraźniejsze, pamiętasz je dokładnie, nawet jeśli działy się bardzo dawno lub byłeś pod wpływem alkoholu. I będziesz je pamiętał do końca życia, bo to tak jakbyś wyrył je skalpelem w pamięci, a teraz została blizna, która o tym przypomina.
Chyba mogę powiedzieć, że to wszystko czegoś mnie nauczyło.
Może później się odezwę...