Czy powrót do starych przyzwyczajeń nie jest czasem psychicznie uwarunkowany?
Mam wrażenie, że powracam na fbl ze wzgledu na to iż od zawsze jest on dla mnie pewnego rodzaju terapią i uzewnętrznieniem moich uczuć. Tak... nie radzę sobie. To tudne, ale przyznanie sie do tego jest chyba krokiem milowym w przemianie. Odnoszę też wrażenie że świat... no przynajmniej ten najblizszy mojej osobie - dąrzy do atodestrukcji.
W planach dnia nie miałem takich punktów jak zawalenie 3 sprawdzianów czy próba przekonania rodziny do lepszego odrzywiania, kóra jak zawsze kończy się druzgoczącą porażką. Przełomowe spotkanie z chłopakiem... przełożone.
Ah ten tydzień był na tyle dobijający, że "przerwa" w związku (tygodniowa co prawda) doprowadziła do większego rozłamu w moim sercu. Po prostu stało sie tyle nieoczekiwanych sytacji, że moja mała mózgownica nie jest chyba w stanie pojąć i poukładać tego wszystkiego. Fałszywość ludzka (a może bardziej głupota) nie zna swoich granic. Wiadomo każdy popełnia błedy, ale niektórych rzeczy się po prostu nie robi.
Na ten przykład: Przyjaźnisz się z kimś całą gimbazę i 1,5 roku liceum. Nagle okazuje się, że te osoby nigdy nie patrzyły na twoje uczucia i generalnie mają Cie głęboko w dupie. Po 6 miesięcznym milczeniu z tamtymi osoba twój chłopak, który Cię wpierał przez ten trudny czas zaczyna z nimi normalnie rozmawiac i się "sisować" w czasie kiedy macie przerwę w związki z powodu chęci naprawienia wspólnych relacji.
Innymi słowy moje życi powoli zamienia się w serial typu "trudne sprawy" czy tego typu szajs. Dobra... ta sytuacja serio brzmi jak jakaś jebana telenowale z udziałem niedojrzełych nastolatków, ale tak jest... no i co ja mam niby zrobić? Gdyby serce mnie słuchało to pewnie już dawno bym to skończył. Tylko że to nie jest proste... bo kocham ...
Może nie wszystko stracone ... okaże sie jutro.