Gwiazdy, moi przyjaciele, a Księżyc to ten wierny stróż.
Ja na łódce pośród spokojnych fal, tak jakby sam.
Ręce za głowę, a noga za nogę. Szeptem będę mówić
rozleniwionym głosem o swoich ukrytych pragnieniach,
nie oczekując przy tym, żadnych kontkretnych słuchaczy.
Po prostu dla siebie, dla ducha, od tak. Ten piękny stan, aż.
O matko, anioły, diabły, skrzaty! Na nic, wszystko na nic.
W głowie dalej Twój dyskretny uśmiech i wesołe, psotne ogniki w oczach.
Serce płonie, płonie, płonie, me cherie. Piękny sen się skończył, jest
piękna rzeczywistość, piękny świat w moich ramionach.