ost sobota byla tragiczna psych i fiz.wydawalo mi sie,ze juz nie poplyne za nim,a poddalam sie,bo wydawalo mi sie,ze wolno...
nie placze mi serce,nie wyplywa mi mozg,ale czuje sie dziwnie.wiem co mi powie na ten temat... żuje w myslach juz te slowa.
przywykam do nich,przygryzam wargi,przymykam oczy.probuje znowu wstac.uginaja mi sie kolana..
wiem,ze tak nie zapomne nigdy.ale pragnienia sa silniejsze.. nie mam zludzen,ze cos sie zmieni.czasem wpadam na to,ze lubie
tkwic w beznadzieji.. ze dobro i milosc sa dla mnie za slabe.. ze musze dostac w kosc,zeby poczuc,ze zyje... zalosne.
denerwuje mnie wszystko.szczekajacy pies,uwierajaca metka,szeleszczacy papierek,podmuch wiatru..
matura.. przeraza mnie.. czuje sie jakby mnie nie bylo.a jedenk tkwię.
nie moge sie do niczego zebrac.. poskladac mysli.tak jakbym miala dwie lewe rece.
zanim usne to planuje soie rozne rzeczy,a jak wstaje to zapal znika..wlasnie.tj dziwne,ze usypiajac mam zapal i checi,
a jak sie budze to znowu sie czuje beznadziejnie...
mam dosc.
siebie,wszystkiego.
w takich momentach chcialabym byc pustakiem.
zeby po 1 nic nie czuc,a po 2 nie czuc nic.
/nagromadzily mi sie mysli jak zwykle,a teraz ide cos uczynic
//nie znosze tego,ze kocham jeden cud na swiecie i nic poza nim nie widze.nie znosze tego stanu,ze z milosci boli serce.