..na co mi jutro..
zapierdolil mi piescia pomiedzy cycki.. rozjebal mi cale pluca.. nie moge oddychac,dusze sie..
nie ma we nie krwii.. wyssal ze mnie wszystko.. bola mnie oczy,sa suche..
(..ale pomodl sie bym byla twoja)
spelniam swoje podstawowe potrzeby,udaje,ze zyje.. probuje sie jakos podtrzymac..
a tak naprawde to leze juz na ziemi.. nic nie odczuwam,o niczym nie mysle.. jestem w swoim niebie..
jestem w jednym zespole z bolem,on podaje mi reke,a ja glupia wyciagam swoja..
i smuce sie przy tym przeokrutnie.. ale chyba nie umiem inaczej..
nie patrzymy sobie w oczy nawet. ja,bo nie chce zeby dowiedzial sie,ze nie zyje i nie bedzie mial ze mnie pozytku..
a on nie patrzy,bo to nawet dla niego za duzo..
no i tak leze,leze.. obok przechodza ludzie.. czasem ktos na mnie nadepnie,czasem ktos ominie,a czasem nawet ktos na mnie spojrzy i cos powie.. to cos to jest takie drugie nic. niektorzy maja checi zeby mnie podniesc,ale nie daja rady.. milosc jest najciezszym towarem.
(jestem zapelnieniem luki w twoim terminarzu kotku i dobrze to wiesz.. wydaje ci sie,ze mnie poznajesz jak ci sie o mnie przypomni..)
patrze do gory widze jakies kolory.. chyba dominuje czarny i bialy..
(potem mowisz mi slodkie slowo i zaczynam zyc toba,az trace oddech i padam)
a ludzie sa wokol mnie nadal,niektzy tak blisko,ze mamy na lokciach siniaki.
i gdyby nie skora,weszliby we mnie..a to nadal bylo by nic...
(k)