Gdańsk / Stocznia
gdzieś ostatnio natknęłam się na uczony artykuł dotyczący idealizowania przeszłości, ludzi, których kochaliśmy a którzy nas zranili i powracania do tych wspomnień jako jedynej oazy szczęśliwych chwil...
ciągle myślisz, że gdyby coś, że przecież, no cholera - mogło się udać i tak niewiele, na pewno tak niewiele brakowało, żeby udać się mogło...
myślisz, że właśnie TEN, TA, że to było coś, na co czekałeś całe życie i nic przed tym, nic po tym już nigdy nie będzie takie ważne, piękne...
i chyba podświadomie tak właśnie się dzieje, nie pozwalasz sobie na nic nowego, jako więzień przeszłości dalej uważasz, nadal pragniesz, żeby może jakimś cudem raz jeszcze, na chwilę to wrócić...
ale to nie wróci... do Ciebie, do mnie... to nigdy nie miało prawa się udać, dlatego się nie udało...
można walczyć, cholera, trzeba walczyć! ale to wszystko przestaje mieć sens, kiedy widzisz, że tylko Ty walczysz, że ktoś od czasu ściera z Ciebie kurz, żeby poprawić sobie samopoczucie, samoocenę, żeby mieć pewność, że Ty będziesz czekać 'na wszelki wypadek'...
i Ty czekasz, Ty niszczejesz, pustoszejesz, wszystko staje się jałowe, bezsensowne...
bo czym masz się cieszyć, kiedy tylko z NIM, z NIĄ chciałbyś tą swoją radość dzielić?
i chyba najtrudniejsze w życiu jest pozwolić odejść komuś, na kim Ci cholernie zależy...
szanuj siebie Anka, pozwól mu odejść i nie odwracaj się za siebie...
Tom Waits 'Take it with me'
[*]