Siedziałam na betonie,kawałek dalej był ogromny plac z drzewami z ławkami,biegającymi dziecmi po trawie.Był to grudzień ale tego dnia słonce grzało jak w majowy dzień.
Siedziałam i czekałam na kogoś,owinienta moim nowo kupionym szalikiem,to było coś niesamowitego.Załozyłam sobie moje okulary przeciwsłoneczne i wpatrywałam sie w Wieże Eiffla,gdy obok mnie uśadł on,z goracą czekoladą w papierowym kubku ze Starbucksa,jeden kubek podał mi żebym mogła sobie ogrzać ręce i rozgrzać sie troche wtedy pocałował mnie delikatnie w moje zmarzniete usta i uśmiechnoł sie i powiedział że takich przepięknych chwil nie oddałby za nic w świecie.Jego uśmiech był tak czarujący że miałam motylki w brzuchu i te jego ciemne oczy prawie czarne,to był dla mnie lepszy widok niż sama Wieża Eiffla,nie mogłam oderwać od niego wzroku i on o tym dobrze wiedział,smiał sie pod nosem i popijał gorąca czekolade.Gdy nagle zadzwonił telefon...to był tylko piękny sen,romantyczny,marzycielski,nierealny sen.Tej chwili nie było,tej gorącej czekolady nie było,a co najważniejsze...jego nie było z tym pięknym uśmiechem i z tymi ciemnymi oczami.
Flyleaf - Missing