Z Podim, zdjęcie z czasów kiedy byłam skate bez deski .
I no Święta zaraz. Cudownie.
W sumie zostały 3 dni, a ja w ogóle nie egzystuję w tych klimatach. Kolędy, bąbeczki, łańcuchy, choinki, aniołki... .
Chyba z biegiem czasu, coraz to bardziej oddalając się od Boga i jego ziomków, przestałam odczuwać świąteczną magię.
Śmieszy mnie cała ta gorączka przedświąteczna, te ogromne zakupy, promocje, dziewczyny poprzebierane w aniołopodobne coś.
A już w ogóle nie kumam tego przewracania domu do góry nogami by generalnie posprzątać (generalnie-nienawidziłam tego słowa w dzieciństwie, kojarzyło mi się z katorżniczym sprzątaniem mojego pokoju :P) albo zamienić kuchnię w bar szybkiej obsługi.
Wszystko to ludzie robią w ogromnym pośpiechu i tydzień przed Świętami liczy się tylko to. Po co do cholery?
Czuje żałość.
Jestem totalnie antybożonarodzeniowa. Życie.
A tak btw. mój stan psychiczny w jak największym porządku, pomijając zawieruchę świąteczną, która mnie drażni.
Nie ja nie dalej wciąż. Może trochę gdzieś w podświadomości, Wspomnienia, dlatego.
Dużo mi lepiej.
Jak dobrze, że mam Was.