Witam! :)
Zapowiada się na jedną z najdłuższych notek. Bardzo jestem zła, bo te wisiorki powinny leżeć na podkładce z Europą, a nie Polską! -.- Eh, mama będąc w Biedronce nie zauważyła tej podkładki i tak oto mam tą, a nie inną ^^ Ok...Jakoś przeżyję brak widoku mojej ukochanej Norwegii i Rumunii ;P Więc same wisiorki są nie do końca prawdziwymi wisiorkami, a przynajmniej nie wszystkie. Ola gubi i psuje łańcuszki, więc pomyślała, że dobrym rozwiązaniem byłoby przewiązać je muliną, od której jest uzależniona (ale niestety został jej tylko żółty kolor). Dobra ;D Więc można te wisiorki nazwać wyrobem półwłasnym, bo kurde przecież jakiś wkład w nie też miałam, prawda? ;) Od lewej mamy wisiorek z wróżką (Dzwoneczkiem chyba, to ta sama z Piotrusia Pana). Bo chyba coś z takiej wróżki u mnie jest. Dalej mamy pozostałość po kolczyku od Kamili, razem z medalikiem (kolczyk mi się zgubił, więc jednego pozbawiłam tego zawieszaka, który wkłada się do ucha i jest xD). Zaraz obok jest niebieskie oczko, prawie jak moje (prawie robi wielką różnicę ^^) i kolejna pozostałość kolczyka (psujka ze mnie, wiem). Następny półwyrób to chiński znak oznaczający radość (moja stała cecha od jakiegoś roku ;) ), mają go jeszcze Lejdi i Wilkusiowa, tyle że Lena ma znak oznaczający miłość, a Agata szczęście. I dobrze, bo ona szczęściarą jest jak nikt inny ;D Przedostatni wisiorek to broszka, tym razem bez igły, którą wpina się w ubranie. Ostatni półwyrób, a właściwie nie ostatni, bo jeden mam jeszcze na szyi (gwiazdka, która przypomina mi Polarną) to naszyjnik z ametystem, moim ulubionym kamieniem, nie licząc szafiru oczywiście ;) Przyznam, że z małym trudem napisałam tą notkę, bo mój zwariowany komputer ostatnio domaga się lewatywy (czyt. formata) ciągle się zacina. No, to ja już swoje zadanie odwaliłam, więc żegnam się z wami ;)
God, miśki ;*