właściwie prawie nic się nie zmieniło.
wtedy też dużo chlałam,
prawie na umór.
też byłam sama na stanie.
ale byłam szczęśliwa.
teraz też chleję,
chyba nawet częściej niż wtedy.
i chyba ktoś tu ma rację że nie powinnam tyle pić.
i ktoś inny że to nie jest sposób.
na zewnątrz wszystko niby okej,
ale w środku burdel jak nigdy.
poglądy na to jak jest
zmieniają się jak w kalejdoskopie.
i nikt nie może mi pomóc,
tylko ja mam tę moc.
ale - kalejdoskop.
i się upijam,
całkiem dobrze bawię,
a potem zawsze się kończy tak samo
że psuję wszystkim imprezę.
samotne powroty do domu.