Juuulen :D
Trolololo, koniec restauracji. Teraz recepcja, ale tam będzie nudno, na restauracji tak szybko czas przeleciał, że nawet nie pamiętam co robiłam tak dokładnie.
W poniedziałek zbierałam, odkurzałam, myłam tam podłogę, tzn. tylko plamy, bo całej sali nikt nigdy nie myje i robiłam z tymi chujowymi pomarańczami. Oczywiście nikt nie raczył mi powiedzieć, że trzeba je wrzątkiem zalać co by lepiej się obierało i się z tym tak męczyłam. -.-
W wtorek zbierałam i ubierałam sale na kolację, obrusy, widelce, noże, talerze, goblety, składałam serwetki i takie tam.
Co ja robiłam w środę? o.O Chyba obierałam pomarańcze i odkurzałam, no i zbierałam rano.
We czwartek pojechałam sobie z domu przed 4, busa miałam dopiero przed 6... -.- Zimno w chuj! Spóźniłam się chwilę, ale jebać to.
Zbierałam jak zawsze, a potem nakrywałam sale i obrałam może z 5 pomarańczy, ah, no i przyniosłam ze 3 obrusy i jeszcze przeniosłam parę kubków z jednego miejsca na drugie, cieżka praca. :D
Jeszcze poszłam zanieść mleko do jednego pokoju! Hohohohohohoho. :D
No, a dziś musiałam być już na 6:30, bo grupy były.
Fajnie, na restauracji jest na prawdę spoko. Mogłabym tam zostać do końca. Myślałam, że w ogóle się tam nie ogarnę, ze nie będę umiała z nimi gadać, a było tak, że lepiej mi się gadało z obcokrajowcami niż z Polakami, tak... normalniej. Milion razy dziennie wypowiadane słowa "thank you" spowodowało, że potem nawet busiście chciałam tak powiedzieć. xD
Dziś sobie czegoś szukałam na barze, ale poszłam jak zauważyłam, ze ktoś się zbliża, nie będę z nimi gadać, nawet za bardzo nie umiem się obsługiwać tym barem, tzn. nie wiem gdzie co jest i jak co się robi. :D Jeszcze jak mi po włosku alo jakiemuś zacznie gadać. :D
Czas szybko leci, bo zawsze ktoś jest na tym śniadaniu, nigdy nie jest pusto, jak są grupy to tylko odłożysz wszystko i lecisz dalej, czasami trzeba wieże układać co by to wszystko się na zmywaku zmieściło.
Fajni ludzie, można pogadać.
Okulary przeciwsłoneczne na piętrze "-1" zawsze spoko. :]
Od poniedziałku nuda, ale chociaż na 8, no i pewnie wyjdę i jakiejś 14-15 :D
A za tydzień koniec!
I Marzena z Gabrysią u mnie! :D Hohohohohohohohohohoho. W końcu zobaczą tę malowniczą wieś, w której mieszkam. Mieć kamień, a nie być? :D Nie, nie, tak być nie może. :D
Wiecie, że o 4 rano nikt nie chodzi po Wadowicach? Dziwne, no nie?