wytrzymałam jeden dzień (no dobra, 5/8 dnia) w szkole i chuj mnie strzelił.
dziś wystarczyło 10 minut żebym zaczęła uciekać jak najdalej.
i nie wyobrażam sobie, że jutro tam pójdę i wytrzymam jebane 8 lekcji, no way.
całymi dniami uciekam od obowiązków, a w nocy nie mogę spać, bo zastanawiam się, jaką ucieczkę wymyślę następnego dnia.
a do tego widzę, że wszystko co kiedykolwiek mi się w życiu nie udało, zostało rozjebane tylko i wyłącznie przeze mnie.
w sumie to dobrze, nie?
mam taki zajebisty humor i taką zajebistą chęć jeszcze bardziej rozjebać swoje życie, a najlepiej rozjebać je do końca raz a dobrze. nie ma to jak dobra mieszanka! :D