Koniecznie muszę mieć spotkanie z psychologiem. Boję się o siebie, raczej o swoje uczucia, zauważam coraz częściej, że to wszystko zmierza w jakimś niebezpiecznym kierunku.
Nie mogę odpędzić się od głosów, nie mogę zagłuszyć ciągłego poczucia winy za to co czuję. Wiem, że na terapii czekają mnie inne zaplanowane rzeczy, ale ja nie wytrzymuję już z tym, nie wiem jak reagować gdy w głowie po raz kolejny zabrzmiało mi przekleństwo pod moim adresem, a ze wstydu nie mogę spojrzeć w lustro, i to tylko dlatego, bo pogłaskałam N. i stwierdziłam, że podoba mi się. To nie jest normalne.
Gdy ją dotykam, zaczęłam zauważać kawałki szkła w dłoniach, i wiem, mam tego świadomość, że tak naprawdę ich tam nie ma, ale ja je czuję. Czuję to, jak wgryzły mi się w skórę i czuję, jak ona pali niemal żywym ogniem. Boję się dotykać przedmiotów, czy się ubierać, mam lęk przed tym, że wtedy wbiją się w dłonie znacznie głębiej, a skoro ich tak naprawdę nie ma, nie wiem, jak mogłabym je wyciągnąć.
Zaciskanie rąk w pięści sprawia mi ogromny dyskomfort, robię to z wielkim trudem, bo przed moimi oczami widnieją sporej wielkości odłamki przeźroczystego szkła, ale to nie one martwią mnie najbardziej. Najgorsze są te malutkie części, które widziałam dziesięć minut temu, a teraz gdy patrzę na dłonie to ich nie ma, pozostał po nich tylko głęboki krwawy ślad. Dociera do mnie, że teraz ta niematerialna rzecz jest głęboko we mnie i zapewne nie pozbędę się jej już do końca życia. To jak rysa na psychice. Nawet, ale oby nie, jeśli rozstałabym się z N. i kiedyś miała zupełnie inną partnerkę, która sama prosiłaby mnie o pieszczoty, bałabym się jej dotknąć. Czułabym na nowo te głęboko zagrzebane kawałki szkła i każdy ruch dłoni po jej ciele sprawiałby mi ból.
Nigdy wcześniej nie miałam kompleksów na punkcie swojego ciała, pierwszy raz w życiu mi się to zdarzyło.
Zaczęłam zauważać rozdwojone końcówki włosów tak cienkich, jak mysie ogony, zbyt ciemną skórę o nieprzyjemnej w dotyku strukturze i jeszcze ciemniejsze blizny, brzydki kształt twarzy oraz popękane paznokcie z powgniataną płytką, ostatnio trochę kulejąca nogę, przez skręcenie kostki z możliwością złamania, brzydkie nogi, brzydkie ręce, brzydkie niewielkie piersi i brzydką fałdkę na brzuchu, która wcale nie stara się zmniejszać, pomimo ciągłego wymiotowania po posiłkach.
Najtrudniej mi jednak znieść fakt, że chociażbym zakryła swoje ciało ubraniami czy kocem, twarz pokryła grubą warstwą makijażu a paznokcie pomalowała na piękny turkusowy kolor, nie zmieni to brzydoty mojej duszy.
Na nią nie mogę nic założyć, jej nie mogę odmalować, i choć łykam leki, ona nadal często przebija się przez nie i pluje żółcią. Jestem szkaradna - każdego ranka to jest moją pierwszą myślą.
Nie, że wstało słońce, nie, że z chęcią poszłabym do kuchni i zjadła śniadanie, nie, że obok leży ktoś kogo bardzo kocham. Moją pierwsza myślą jest myśl o mojej brzydocie wszelakiej, i już wtedy wiem, że ten dzień będzie zły.
Inni zdjęcia: Lol. hadesfblKrólową nocy bądź bluebird11... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24