Zdjęcie porównawcze. Duże - z dziś, mniejsze z czerwca.
Uwielbiam taką pogodę. W końcu mogę ubrać płaszczyk, w którym czuję się tak dobrze.
Patrząc w lustro, nie czuję się już gruba.Choć jeszcze nie szczupła, to przynajmniej 'normalna'. Jest progres.
.
Zawiodłam się na ludziach.
Nie rozumiem, dlaczego niektórzy kłócą się, nie wiedząc nawet czego właściwie chcą. Ot, pewnie dla zasady. A ja zaczęłam przepraszać za zaistniały konflikt, ehhh. Na szczęście znaleźli się również tacy, którzy mnie poparli. Pochwalili stanowczość, determinację, trzeźwość umysłu. A prawda jest taka, że ja to wszystko przeżywam. I choć chodzę z uniesioną głową, dumna ze zwycięstwa to serce mi się kraje.
Czuję krytyczne, pełne nienawiści spojrzenia przegranych w tym sporze. Zimna wojna. Przykre.
.
Dowiedziałam się natomiast, że za trzy tygodnie ( to jest 05.10.2013) będę miała test sprawnościowy, od którego zależy moje 'być albo nie być'. W grę wchodzi bieg wahadłowy, pompki i brzuszki na czas oraz zwis na drążku nadchwytem. Najbardziej obawiam się tego ostatniego. Chcę być najlepsza. I będę. Dam z siebie wszystko.
.
Za chwilę idę na pierwszy trening od czasu choroby. Będzie ciężko.
I mam złe przeczucie: trener nas zważy. I znów będę najgrubsza, znów usłyszę przykre komentarze i całą, mozolnie wypracowaną dobrą samoocenę szlag trafi.
.
Nea.