Dwutygodniowe nicnierobienie, nic niemyślenie , chwilowy zakupoholizm , stres związany z własną uroczystością i biegłe władanie kijem bilardowym, właśnie mija. A ja nadal mam ochotę tarzać się w śniegu i przyglądać się pralce podczas wirowania. W sumie miałabym również ochotę użalić się nad sobą w pewnych porannych kwestiach, ale cóż... pocieszam się, że inni mają gorzej niż ja:-) . (Aż się uśmiechnęłam z mej niecności. ) Chociaż obiecałam sobie, że w tym roku wyląduję na jakimś wypasionym stoku z wypasionymi nartami w wypasionym kombinezonie, z wypasioną drużyną jeździecką ( czytaj Menel ) , to nie żałuję , że jednak zostałam w domu. Nie wiem czy to kwestia tego, że dojrzewam i niebawem zdejmę trampki, czy tego, że byłam trzeźwa i inaczej interpretowałam niektóre wydarzenia , aczkolwiek moje konwersacje z Tobą , Tobą i Tobą i Tobą też, sięgnęły apogeum głupoty ^ . Zaliczam to, jak wiadomo, na plus. Porky, tęsknię, szczególnie niekorzystnie znoszę napięcie przedurodzinowe bez Ciebie. Marzy mi się herbata i fajek z Tobą. Pocieszam się, że po tygodniu rozpoczętym geografią , spotkamy się na małe co nieco ( czujesz ten kubusiowy styl?) i obgadamy Chicago Twe. Czuję Silan w powietrzu. Podsumowanie: gorące, różowe pozdrowienia dla panny ze zdjęcia i udanego lutego,o.
(PS przepraszam za niespójny przekaz myśli)
- Prosiaczek ze Zdumienia i Strachu poderwał się na pół łokcia w górę.