Moja upragniona, wyczekiwana Avangarda była po prostu epicka :) Fantastyczni ludzie, których nie sposób wymienić, zagwarantowali mi cudne 3,5 dnia ;) Tak, miały być tylko trzy dni, jednak Wyjątek wgryzł się w moją asertywność sprytnie wymuszając na mnie powrót dopiero w niedzielę. Pociągiem nieludzkim - o 5:38 z Warszawy Centralnej wróciła Ja do domu, chwilę się ogarneła i już pędziła na kolejny - Kołobrzegu, przybywam!
I przyznać muszę, że już teraz wakacje te zyskały chwalebne miano Najlepszych Wakacji Życia Mego Dotychczasowego. Kołobrzeg (co widać na zdjęciu) był kompletnym chilloutem. No dobra, jedna sprawa mnie dręczyła i powoli zżerała od środka, starałam się jednak zachować wszechobecne Carpe Diem. Impreza pożegnalna była genialna, Chatka pod Żubrem dużo widziała, przyznać muszę :) Naprawdę, dziękuję Wam za ten wyjazd :)
Po powrocie? Chillout Ciąg Dalszy! W piątek zaliczona Natać, z czego bardzo rada jestem :) Wszystko w porządku i... byle do sierpnia? Cóż, byle do poniedziałku?
Dziękuję. Verze i Chuckowi. Ciepłemu. Borkowi i Ziejkowi. I Kubie, za uświadomienie mojego wewnętrznego dziecka i przekonanie o moich możliwościach, które (o dziwo) są naprawdę rozległe :)
photo: Eś + Vera, kołobrzeska plaża, jeden z pierwszych dni naszego pobytu nad morzem.