wczoraj około godz. 9 Gosia miała zabieg usunięcia guzka na dolnej wardze.
Przed zabiegiem gdzieś o 8.30 dostała syropek - premedykacja
Środek zaczął działać gdzieś po 15 minutach - Gosia zrobiła się wesolutka i strasznie gadatliwa ;)
Zeszliśmy piętro niżej na blok operacyjny, tam pielęgniarki zabrały Gosię na salę operacyjną.
Na szczęście nie płakała. Choć przez chwilę zerknęła za mną i coś zaczeła marudzić, ale szybko jej minęło ;)
Lekarz mówił, że sam zabieg jest prosty i trwa dosłownie 5 min choć jest w znieczuleniu ogólnym.
Wraz z przygotowaniem trwało to jakieś 20 min.
Po zabiegu...
Widziałam jak Gosia wyjeżdżała na łóżku z sali opercyjnej. Podnosiła się już w trakcie jazdy ;) i próbowała uciekać z łóżka.
Została pzewieziona na salę wybudzeń. Z reguły rodzice nie mają tam wstępu. Dzieci przebywają tam ok godzinę po operacji/zabiegu.
Jednakże Gosia nie chciała się uspokoić, więc poproszono mnie o włożenie "odpowiedniego stroju" i poszłam do niej.
Wchodzę a tam, pielegniarka siedzi na krześle z Gosią na kolanach, a Gosia krzyczy i wyrywa się jej.
Przez chwilę pomyślałam, że to będzie trudne i sama chyba też nie dam rady jej uspokoić.
Wziełam ją na ręce, przytuliłam i usiadłam na krześle. Uspokoiła się :)
Jednak co chwilę miała momenty, kiedy zaczynała się szarpać i wyrywać. Na zmianę zasypiała i budziła się z płaczem.
Troszkę przysneła, ale pani anestezjolog poprosiła żeby ją obudzić, bo musi ją obejrzeć.
Wszystko było ok i po godzinie wróciliśmy na salę na oddziale.
I tam się zaczęło...
Gosia była bardzo niespokojna, płakała, nie dała się wziąć na ręce.
Miałam wrażenie że na rękach płacze jeszcze bardziej. Odłożyłam ją do łóżeczka, czułam się bezradna, chciało mi się płakać.
Poszłam do punktu pielegniarskiego,
spytałam się czy Gosia dostała jakiś lek przeciwbólowy i kiedy ewentualnie może wziąć następną dawkę.
Niestety było jeszcze za wcześnie...
Wiele czynników mogło się złożyć na ten nieszczęśliwy płącz...
ból, rozdrażnienie, głód (Gosia nie mogła jeść 6 godz. przed i po zabiegu),
w nodze miała wenflon więc nie mogła chodzić (przy tak ruchliwym dziecku to jest duuuży problem).
Na szczęście po jakimś czasie usnęła, a po przebudzeniu mogłam dać jej wody do picia.
Było już znacznie lepiej, choć Gosiaczek i tak miał do mnie pretensje, że nie może chodzić :(
Dwie godziny później wypiła kaszkę - normalna codzienna porcja okazała się niewystarczająca
i Gosia dała mi o tym znać kolejnym napadem płaczu.
Przygotowałam jej obiadek ze słoiczka.
Udało nam się wyjść wieczorem tego samego dnia. Dziś wziełam wolne w pracy, żeby ją obserwować.
Na wynik będziemy czekać 2 tygodnie. Liczę, że będzie dobrze - lekarz mówił, że to prawdopodobnie zwykły włókniak.
Cieszę się, że mamy już to za sobą.
Zostały mi jedynie zakwasy w rękach ;) od noszenia mojej pociechy.
Dziękuję Wszystkim za zainteresowanie i trzymanie kciuków :*