21.11.2009.
złapałam się na rytuałach.
codzień, gdy budzę się rano, leżę w łóżku z zamkniętymi oczami i w głowie ustalam po kolei co zrobię i ile zajmie mi to czasu.
-18 w sobotę, gdy o 4:40 będę stać na przystanku autobusowym.
ale Kraków, wreszcie Kraków!
muszę się okiełznać.
muszę się zdecydować na większe dobro.
muszę odzyskać wiele osób i pieniędzy.
boję się, że mój misternie obmyślony i ułożony plan nie wypali, a poza tym jeszcze nie zakupiłam - ani nawet nie zamówiłam - punktu wyjścia.
czas zmian.