Jutro ruszam w świat.
Nie w ten dziki, nieokiełznany, w którym można się wyszaleć, nie myśląc (chociaż to powinno się robić zawsze)
o konsekwencjach i jutrze.
Ale w ten spokojny,
który nigdzie się nie spieszy i da czas na przemyślenie pewnych spraw,
ruszam z dzieckiem (1!) pod pachą u boku mojej rodzicielki,
która wspaniałomyślnie nie zostawi mnie na dwa tygodnie samej z dwójką dzieci i psem.
A czas na usłyszenie i zebranie własnych myśli, chwila przerwy od odpowiedzialności i chociaż chwilowa zmiana otoczenia, jest mi teraz potrzebna jak (prawie)
NIC INNEGO.