Hej.
nie jest tak najgorzej, w sumie sama nie wiem...
lece ogarnac pare rzeczy do szkoly.
zle sie czuje, umieram wprost, super.
Jest ktos. Zachwycil mnie od razu. Zachwyca codziennie, patrzac na mnie jakby chcial mnie zjesc. Usmiecha sie tak, ze miekna mi kolana. Kiedy do mnie mowi, skupiam sie na kazdej sylabie i obserwuje jego nos, ktory lekko sie porusza, kiedy oddycha. I jestem wtedy zamknieta w moim prywatnym swiecie, NASZYM SWIECIE. Ludzie dookola po prostu gdzies gubia ostrosc. Czuje jego reke obejmujaca mnie w talii i wszystkie niebezpieczenstwa swiata i katastrofy przestaja istniec, strach po prostu znika i klade swoja glowa na jego ramieniu, zeby wiedzial, ze zawsze moze na mnie liczyc. Czuje jego lekkie musniecie ust na policzku i wiem, ze nie da mnie skrzywdzic. Potem on odchodzi, a ja gubie sie gdzies miedzy zmyslami, patrze jak odchodzi i wiem, ze mnie nie kocha. Nadzieja czasem cholernie boli.