KLEPSYDRA ŻYCIA: CZĘŚĆ DRUGA
Rozdział V
Gdy otworzyłem oczy, byłem zaskoczony. W sali nikogo nie było, znaczy Ever. Byłem przerażony, ale bez potrzeby.
Ever przecież obiecała mi, że odpocznie i dopiero wtedy wróci. Przypomniawszy o tym, odetchnęłem z ulgą.
Musiałem wytwać do tego czasu bez niej. Wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz szpitalny.
Przechadzałem się po nim. Zatrzymałem się przy oknie. Przed moimi oczami stał dziwny stwó o twarzy i tułowiu Jacksona. Był jak jego brat bliźniak, którego nie miał.
Miałem już zamiar krzyczeć itp, ale on zahamował mnie, wysyłając wiadomość do mych myśli: Nie próbuj! Ostrzegam cię, to może źle dla ciebie zakończyć się! Nie chcesz chyba, żeby jakaś skrzywda stała się Ever?! Więc nie eksperymentuj Romano! Ta zjawa groziła Ever, a wyglądała jak Jackson.
Nie wiedziałem, co myśleć. Nie myśl, tylko wysłuchaj mnie. - Przekazał mi.- To ja Jackson. Zmieniłem się,
już nie jestem zwykłym człowiekiem. Muszę ukrywać się daleko od ciebie i niej. Zbyt dużo nazbroiłem.
Nie chcę tego znów robić.
Proszę, więc nie szukajcie mnie, ani Sabine.
Co do tego ma niby Sabine do cholery?!
Romano, zapomnij o niej i mnie. Nie mów nic Ever. Wiem, że ułożycie sobie razem życie. Nas już nie ma.
Powodzenia, żegnaj.
I zniknął. Nadzwyczajnie zniknął.
Nie dał mi zabrać głosu. Nie zrozumiałem, tego wszystkiego. Było to dziwne i nieżyciowe. Może miałem tylko zwidy?!
Wiem tylko, że nie chcę rozgrzebywać tej sprawy. Dla mnie to przeszłość i koniec.
ciąg dalszy nastąpi ...