Siedziała na łóżku, łzy spływały jej strumieniami po zapuchniętych policzkach. On odszedł, zostawił ja wtedy, kiedy życie zwaliło jej się na głowę, wtedy kiedy dorosłość dopadła ją zbyt szybko, wtedy, kiedy nie była już człowiekiem. Szczelnie opatulona w koc siedziała, nie liczyło się nic.
Była jak zjawa, pojawiała się tylko w porach posiłku, a i to rzadko. Nikt nie słyszał jej głosu od kiedy tu trafiła.
Mówili, że ciągle jest na prochach, że nie potrafi normalnie myśleć. Była dla nich kimś obcym, niepożądanym.
Taka milcząca z zamglonymi, błędnymi oczami i z tą trupio bladą cerą. Wnosiła w ich życie jakiś dziwny powiew zimna i smutku. Nie rozmawiali z nią, bo każdy bał się tego cierpienia które nosiła w sobie.
Siostry oprócz podawania jej leków nie interesowały się nią wcale, mogła robić to, co lubiła najbardziej - zamykać oczy i wpatrywać się w jego obraz, który nosiła wciąż w sobie.
Mogła spędzać tak całe dni, dopóki ktoś wreszcie nie wyrzucił jej z pokoju i nie kazał czegoś zjeść... Ludzie widzieli w niej uosobienie smutku, a ona sama uważała się za najszczęśliwszą dziewczynę na świecie. Miała swój własny świat, swój mały skrawek raju. Była w nim piękna i zawsze z uśmiechem na rozpromienionej twarzy i z nim przy boku.
Wiedziała, że on kiedyś wróci, że zabierze ja i będą szczęśliwi. Pisała do niego długie listy pełne miłości. Nigdy nie dostała odpowiedzi, ale on przecież musiał zarobić na ich wspólne szczęście, pewnie nie ma czasu. Dobrze, że przygarnęli ją tu, ma przynajmniej dach nad głową i miejsce do wspomnień. Była taka szczęśliwa, marząc o przyszłości, widząc jak są razem, widziała siebie w białej sukni, siebie rodzącą mu pierwsze dziecko, pierwsza rocznice ich ślubu, wyobrażała sobie przyszłość swoich dzieci i ich wspólną starość... Żyła tylko dla tych chwil.
Kiedyś wyszła z pokoju, szła na obiad. Jak zwykle ludzie ja omijali, ale do czasu. Podeszła do niej młoda kobieta. Wyśmiewała się z jej wiecznego uśmiechu na twarzy, powiedziała, ze on już nie przyjdzie, bo jest martwy. Ale to przecież nie mogło być prawda, obiecał, ze wróci, ze będą zawsze razem,. Nie to nie prawda! On żyje! Niedługo po mnie przyjdzie, jeszcze tylko trochę. Wtedy kobieta rzuciła jej w twarz wyblakła stara gazetę.
Ona podniosła ją na pierwszej stronie pod datą 3 kwiecien, 2008r widniał wielki nagłówek: "Wypadek na granicy Niemieckiej. Polscy lekarze jadący na staż do niemieckich szpitali zginęli w wyniku wybuchu autokaru." I dołączone zdjęcie martwych polaków, a wśród nich był on...
Wiedziała już co ma zrobić, wreszcie zdała sobie sprawę ile lat nie dopuszczała do siebie myśli, że on nie żyje. Wiedziała to od tylu lat, ale dopiero teraz wiedziała, ze to prawda. Okrutna prawda, która zniszczyła jej życie.
Wróciła do pokoju, usiadła na łóżku i marzyła, marzyła tak jak przez ostatnie kilkanaście lat, a łzy spływały jej strumieniami po zapuchniętych policzkach...

































Nareszcie wszystko ZroZumiaLem... GluPie MysLi OdleCiaLy...
Prawie ROk To ZajelO