Gdzie są moje oczy?
Gdzie zwierciadła duszy mojej?
Gdzie?
Uwięziony gdzieś pomiędzy dźwiekiem a ciszą wpatruje się wraz z moim płytkim oddechem na przekątne pięciokąta równobocznego. W każdym ramieniu powstałej gwiazdy widzę wyryte słowa. Następujące słowa.
Czas. Przestrzeń. Materia. Energia. Informacja.
Nie mam oczu, nie mogę ich odczytać. Zionę parą wodną z płuc i słyszę te pięć słów pośrodku ciszy.
Od sklanych ścian odbija się nierównomiernie ich brzmienie. Brzemienie składników świata naszego.
Przykładam ślepą dłoń do wnętrza. Piasek skrzypi i syczy pod moją skórą, jakby się mnie obawiał.
Słyszę, że przeszkoda ustępuje mi w drodze. Cisza, bezruch wiatru, brak temperatury.
Absolutnie żadnych doznań zmysłowych, możnaby popaść niemalże w szaleństwo. Ale nie mogę sobie na to pozwolić.
Nawet moje kroki są głuche. Oddech coraz płytszy.
Zderzam się z płaską taflą. Dotykam jej opuszkami palców, oddycham, nasłuchuje pustego szkła.
Ono wydaje się żyć. Wątpliwości. Czyżbym nie zaszedł za daleko w tej krainie? Gdzie linia horyzontu zdarzeń...
-Spójrz w swoje oczy. -przemawia zwierciadło.
-Jesteś lustrem? -pytam, zdziwiony swoim zachrypniętym i suchym głosem.
-Ja jestem. Spójrz w swoje oczy. -powtórzyło.
-Ale ja nie mam oczu. -odpowiadam uprzejmie.
-Spójrz. -nie ustępuje.
Spojrzałem. Nie chciałem, lecz spojrzałem. I ujrzałem, choć nie chciałem.
Już teraz wiem co było na dnie moich oczu, po trzeciej stronie lustra.
Wiem skąd wołanie o pomoc, wiem skąd te cienie i przejmujący smutek.
Wiem, chociaż wolałbym nigdy się tego nie dowiedzieć.
Wychodzę, jak najdalej od tej przeklętej krainy. Przeklęty obszar, mój własny, niebezpieczny.
Wiem. Spojrzałem i ujrzałem. Chociaż nie chcę... teraz nie ma już ucieczki.
niepisane kroniki Nathanielland