Czuje się taka nie halo, taka zmięta, wykończona, taka perfidnie wredna, ale nie od dziś, czuje się już tak od jakiegoś czasu. Bliższe powody tego nie są mi znane, moge tylko się domyślać co to spowodowało. Od tego momentu nic, nic się mi nie uklada, chodze jak swój cien, nie ja. Nawet przestałam lubieć smak białej czekolady, na niczym mi już tak nie zależy, na niczym i na nikim (no może..) W zadnej godzinie doby entuzjazmu nie widać, zero, nooo!. Nawet ostatnio nie czytam horoskopów, no ewentualnie te przeszłe (zeby sprawdzić czy się coś sprawdziło). Chciałabym mieć jeszcze jakąś nadzieje, nasycic się nią, jak male dziecko trzema kostakmi czekolady (mi już niestety nie wystarczają trzy). Tak, lubie być naiwna, to takie infantylne, a daje sporo radości, ale chwilowej, wypala się szybciej niż mała swieczka zapachowa a mója energia razem z nią... Dziś jest 11.11.07r. naszczęscie ostatni i jedyny taki dzien w tym roku. Jutro, pojutrze też, prosze niech się już konczy ten rok. Może kolejny bedzie dla mnie łatwiejszy...
Chwilami zapomninam, a przecież potrafie jeszcze sama oddychac..
I nie bierzcie tego ze jestem marudna, bo nie jestem z natury nie, musze się starać na bierząco..
Wspomnienia, które iskrzą, jeszcze dziś oczy szklą