No więc, urodziłam się w Malborku. Byłam najmłodsza z trójki rodzeństwa, pech chciał że moja mama wydała na świat same córy. Moj tata nie był z tego zadowolony, tym bardziej że ja miałam być jego wymarzonym Synem. Ah ta medycyna z czasów PRLu... dużo by opowiadać :D Moja mama zaszła w pierszą ciąże stosunkowo późno, bo w wieku 29 lat. no i to jeszcze wpadka do której nigdy się nie przyznała. Zawsze mówiła że pierwsza córka była planowana. Ale my nie byłyśmy głupie, wychodziło na to że ślub wzięli jak Mama była w 3 miesiącu ciąży. Więc już musiała wiedzieć. Dla mojej mamy było to pierwsze małżeństwo, czego nie mogę powiedzieć o Tacie :D Mając ok. 12 lat dowiedziałam się że z pierwszego małżeństwa Taty, zrodziła się też dziewczynka, moja przyszywana siostra o której jeszcze pewnie nie raz wspomnę. Co ważne z tamtych czasów, Mojej Mamy Mama była przeciwna temu małżeństwu, właśnie przez to że Tata był rozwodnikiem. I przez to nie przyszła na ślub swojego dziecka-do czego jeszcze wrócimy. Dzięki Mamie mojego Taty, wyprowadziliśmy się z Malborka do Kwidzyna, ponieważ Babcia kupiła tu mieszkanie ale stwierdziła że woli zostać w Malborku. Z tego co mi wiadomo Babcia wpłaciła połowę kwoty za mieszkanie, a rodzice spłacali resztę. W czasie wyprowadzki, ja miałam 3 lata, a moje siostry 4 i 6. Rodzice nie znali miasta, nie mieli pracy, tylko 50zł w portfelu i pewne tylko mieszkanie. Możesz to sobie wyobrazić, trójka dzieci, pieniądze na 3 może 4 dni i nic wiecej. Takie to były czasy. Ale dali rade. Tata pracował to tu to tam, nigdy nigdzie dłużej, miał duży problem z alkoholem i podporządkowaniem się. Wolał być sam sobie szefem, ale nigdy do tego nie doszło. Miał skończoną szkołę cukierniczą, ale bez pieniędzy nie ma perspektyw. Moja mama zajmowała się nami. Niestety jako dzieci cierpiałyśmy na różne schorzenia. Astmę, Alergię, zerową odporność. Moje siostry miały co miesiąc anginę. codziennie brały inhalatory, leki... tego wszystkiego była cała szafka. Pamiętam jak Mama robiła napary z rumianku w takich starych białych inhalatorach z pompką, stawiała nam bańki na plecach, rysowała wykresy które ja zamieniałam na góry. Kiedyś moje siostry pojechały do sanatorium, opowiadały jak to nie fajnie pielęgniarki wyjmowały im kluchy z gardła. Pamiętam że bardzo za nimi tęskniłam, a rodzice za to kupili mi kredki świecowe i kurę która po naciśnięciu składała jaja. Niestety wszystkie jaja pogubiłam w drodzę powrotnej w pociągu. A no i zatrzymaliśmy się w mieście koło jakiegoś faceta grającego na ulicy. Tata powiedział żebym zatańczyła to ludzie będą mi brawo bić. Ale nie odważyłam się. wydaje mi się że tata był wtedy zły że tego nie zrobiłam dla niego. I szczerze mówiąc, do dziś żałuję swojej decyzji. Wszystkie zaczęłyśmy edukacje od pierwszej szkoły podstawowej. Pamiętam jak zostawałam przez dwa lata z siostrą D w domu gdy mama szła zaprowadzić najstarszą M do szkoły. Często wtedy szukałyśmy razem słodyczy po szafkach ale najczęściej leżałyśmy w łóżku oglądając filmy. Potem przez rok zostawałam sama. Mama za to że byłam grzeczna przynosiła mi codziennie batonika. Co pożniej okazało się błędem bo co nieco urosłam ;D I tak nam się żyło z dnia na dzień, raz było lepiej, raz gorzej. Tata przez swój alkoholizm często był agresywny, bił nas gdy byłyśmy nie grzeczne, ale najgorsze było jak nie mógł sobie poradzić z pracą. Zdarzały się różne sytuacje, kiedyś tak się z Mamą pokłócił że chciał ją rzucić fotelem. Nie wiem do końca czy to zrobił, mama nas chroniła żebyśmy za dużo nie wiedziały. Pamiętam jak nie raz mama stała przy oknie czekając aż wróci ze łzami w oczach, bo nigdy nie wiedziałyśmy w jakim stanie. Pewnego razu obudził nas głośny huk na klatce schodowej. Okazało się że to tata pijany przewrócił się rozwalając sobie głowę już w połowie rozbitą przez szefa z którym się pokłócił. było duuużo krwii. Najstarsza siostra zadzwoniła na pogotowie a mama trzymała zwiniętą pościel na jego głowie żeby się nie wykrwawił. Tej nocy zostałyśmy same w domu. Mama pojechała z Tatą na pogotowie. Całe w nerwach włączylyśmy telewizor, żeby nie zasnąć. Takich akcji, (może nie aż tak drastycznych) były setki. Ale były też "dobre" chwile. Jak na przykład chodzenie na "wał" gdzie było dużo jabłonek, grusz, śiwek. Tata zbierał nam owoce z drzew a myśmy zjadały. Dla nas to była frajda, dla nich konieczność żeby napełnić nasze brzuchy. Tak samo robienie placków. Tata w wielkim garnku robił ciasto drożdżowe. mleko, drożdże cukier, i mąki i wody ile tylko się zmieściło. Liczyła się ilość. Nie jakość. Chociaż smak tych placków był nie zapomniany. najlepsze były te z jabłkiem, dziś już takich nie ma. Na dziś to wszystko. mam nadzieje że zostaniesz ze mną bo jeszcze wiele przed nami :)
photoblog
12 MAJA 2016