Zbliża się koniec mojego przedostatniego semestru i im bliżej magisterskiej mety... tym bardziej tracę sens tego wszystkiego. Nie wiem czy tylko mnie dopadają takie refleksje, i czy w ogóle takowe się u ludzi pojawiają w proporcji z upływającym czasem ale coraz bardziej wydaje mi się że warto studiować TO co jest dla nas interesujące. Iść za głosem serducha i rozsądku. Zacząć studia nawet rok, czy dwa później, gdy się trochę dorośnie, dojrzeje i przemyśli wszystko. Mogłem dzisiaj kończyć aranżację dźwięku, psychologię albo jakiś kierunek filozoficzno historyczny. Logistyki mi trzeba było... Ludzie po zawodówkach firmy zakładają, wszystkiego się uczą w trakcie kręcenia biznesu. Bezsens ;/
PS: Kolejna "dziara" na mojej ścianie w pokoju.