"samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie"
od dobrych trzech godzin próbowałam napisać tutaj coś sensownego..
słucham Dżemu, rozmyślam i w sumie nic nowego nie wymyśliłam..
to okropne zostać samej po dość długim czasie.
nie mieć do kogo się odezwać przed snem,
komu powiedzieć dobranoc,
a kiedy jest obok Ciebie po prostu się przytulić
i nie bać się tego, że ta osoba się na Ciebie krzywo spojrzy.
tak bardzo mi tego brakuje.
koniec końców zostałam całkiem sama.
to straszne.
na razie udaje mi się udawać, że jest dobrze.
udaje mi się ukrywać to, że jest mi cholernie ciężko,
że nawet głupie, takie przytulenie bez powodu
dałoby mi siłę do stawiania kolejnych kroków.
niby mały gest, a dla niektórych jest nadzieją na lepsze jutro.
próbuję stawić czoła tym ciągłym przeciwnościom.
jeszcze niedawno to nie było takie trudne.
byłam pewna, że mam dla kogo stawiać kolejne kroki w przód.
byłam pewna, że mam dla kogo żyć.
byłam pewna, że w końcu jest ktoś dla kogo mogę po prostu być.
a ten ktoś najzwyczajniej w świecie mnie zdeptał jak pogniecioną kartkę papieru.
to tak troche boli.
teraz ledwo stawiasz kolejne kroki na przód,
a ten fakt dobija Cie jeszcze bardziej.
ale mimo wszystko się nie poddam.
to dopiero początek.
wierzę, że mi się uda.
między innymi dzięki tobie uświadomiłam sobie,
że te skurwiele tylko czekają, aż mi się powinie noga,
czekają kiedy się przewrócę,
by tylko się na mnie rzucić i nie pozwolić mi wstać.
nie pozwolę na to.
już wolę być sama niż mieć obok siebie fałszywe szmaty.
eloszka.