19. Always and forever.
Ruch w klubie był okropny. Już po trzech godzinach byłam wykończona. Moje nogi błagały, by na moment usiąść i dać im odsapnąć. Nie było takiej możliwości. Chodziłam ciągle po całym lokalu. Od baru do stolików i loży, a potem z powrotem zbierając różnego rodzaju szkło do alkoholu.
- Czy ci ludzie nigdy nie będą mieli dość? - jęknęłam kolejny raz odstawiając tace na blat za barem. Jordan szykował kolejną porcje shotów.
- Nie marudź, nie marudź. - łatwo powiedzieć, to nie on musi zapylać w te i z powrotem... - Zbierz szkło z czwórki. - powiedział szybko i na tyle bym usłyszała, bo spici imprezowicze głośno domagali się swoich zamówień. Wywróciłam wkurzona oczami, złapałam plastkiową miskę i wbiłam się w tłum ludzi. Dlaczego ja za takie marne pieniądzę się na to godzę? Ahh... no tak, mam ojca alkoholika, który z pewnością mnie nie utrzyma.
Zbierając brudne szkło byłam zamknięta na wszelkie odzywki pijanych. Nigdy nie mogło się bez tego obejść. Po prostu udawałam, że tego nie słyszę, aż w końcu amanci szukali nowej zdobyczy. Jednak są pewne granice.
- Hej kelnereczko! A dajesz coś prócz tych drinków? - zawołał ktoś, po czym poczułam jak czyjaś dłoń ląduje na moim tyłku, gdy niosłam pod bar pełną już miskę. Ciśnienie skoczyło mi na maksa! Właśnie miałam grubiańsko odstawić miskę na najbliższy stolik i pokazać temu bezczelnemu dupkowi na czyje pośladki trafił, kiedy wtrącił się kolejny głos.
- Gdzie z tym łapskiem?! - usłyszałam warknięcie i szybko się odwróciłam. Sebastian hardo ściskał nadgarstek nieco niższego od niego szatyna. Zakładam, że to właśnie ta ręka miała kontakt trzeciego stopnia z moim tyłkiem. Zaskoczona spojrzałam na jego twarz. Był wściekły. Jego kumple, których pamiętam z dworca stali za nim z twarzami niewyrażającymi emocji.
- Koleś, wyluzuj... to tylko kelnerka. - mruknął, plątającym się już językiem i wyrwał rękę z uścisku.
- Tylko kelnerka? - spytał blondyn, niespodziewanie wziął zamach i z pięści uderzył szatyna w twarz. Krzyknęłam przerażona. Jako że tamten ledwo stał na nogach, to natychmiast zatoczył się i runął na podłogę, popychając przy okazji przypadkowe osoby. Kumple Sebastiana natychmiast go odciągneli.
- Mieliśmy się nie wychylać. - przypomniał mu jeden z nich. Sebastian jak gdyby nigdy nic wyrwał się z ich objęć i poprawił skórzaną kurtkę. Podszedł do mnie powoli i uśmiechnął się.
- Nie ma za co. I do zobaczenia. - ujął jedną dłonią mój podbródek i zajrzał mi głęboko w oczy. Stałam sparaliżowana i oniemiała. Myślałam, że zaraz mnie pocałuje, ale uśmiechnął sie tylko szerzej i pogłaskał mnie po policzku, kiedy chłopaki zaczęli go ciągnąć w stronę wyjścia.
- Stary, zwijamy sie. Zaraz pojawi się tu ochrona... - nie usłyszałam ciągu dalszego, bo muzyka grana przez Olivera mi to zagłuszyła.
W końcu się ocknęłam i rozejrzałam dookoła. Zauważyłam, że stałam w środku wielkiego zbiorowiska, a koleś, którego Sebastian uderzył właśnie niezdarnie podnosił się do pionu. Zorientowałam się, że jestem w centrum uwagi, więc zakłopotana odwróciłam się i przepchnęłam do baru. Zaniosłam miskę na zaplecze, na zmywak, a potem wróciłam za bar.
- Co tak długo? - rzucił Jordan i podsunął mi kolejną tacę z shotami.
Ledwo ciągnąc nogi za sobą wyszłam z klubu. Koniec na dziś. Muszę porządnie odespać. Chyba, że kochany tatuś mi nie da... Wyszłam na chodnik i skierowałam się w strone brudnych bloków, kiedy stanęłam jak wryta. Przy krawężniku stała czarna mazda, a o jej bok gracko opierał się blondyn. Zauważywszy mnie podniósł głowę i uśmiechnął się szeroko. Powoli podeszłam do niego.
- Ty w ogóle śpisz coś? - spytałam na wstępnie. Jestem pewna, że mogę go spotkać o każdej porze dnia i nocy na mieście.
- Nie potrzebuję dużo snu. - odparł niewzruszony, był radosny jak skowronek.
- Dzięki za to w klubie. - powiedziałam niepewnie, kiedy jego oczy błądziły po mojej twarzy, a cisza między nami narastała coraz bardziej.
- To nic takiego. Nie będzie cię jakiś szczyl po tyłku klepał. - mruknął.
- No wiesz... ale nie musiałeś go od razu bić. - zauważyłam delikatnie.
- Rozdrażnił mnie. - powiedział sucho - Podwieźć cię? - spytał już weselej. Pokiwałam twierdząco głową, obeszłam samochód dookoła i zajęłam miejsce pasażera.
Nie minęło nawet pięć minut, jak blondyn zatrzymał samochód przed drzwiami mojej klatki schodowej. Oboje wysiedliśmy z samochodu i stanęliśmy obok.
- Jesteś na mnie zły czy coś? - spytałam niepewnie. Fakt był taki, że ostatnie słowa jakie wypowiedział były nieco szare, a w samochodzie panowała cisza.
- Nie, dlaczego? Mówiłem, to tamten dupek mnie rozzłościł. - uśmiechnął się na dowód swoich słów.
- To dobrze, bo jak jesteś wkurzony to jesteś przerażający. - przyznałam. Zaśmiał się dźwięcznie, a potem spojrzał na mnie i przybliżył się. Teraz dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów, aż w końcu między naszymi ciałami nie było ani milimetra przestrzeni. Ja dodatkowo plecami opierałam się o samochód.
- Boisz się mnie? - spytał spokojnie. Miałam wrażenie, że się ze mną droczy, ale jednak wyraz twarzy miał poważny. I znów ten przeszywający na wskroś wzrok...
- Nieee. - wyjąkałam i przestałam oddychać, bo przybliżył twarz do mojej. Praktycznie stykaliśmy się ustami. Serce waliło mi jak oszalałe. Czułam jego oddech. I jego zapach. Był tak blisko. Kolejny raz myślałam, że mnie pocałuje. Uśmiechnął się, a ja gapiłam się na niego szeroko otwartymi oczami.
- Ale ty chyba jesteś bardzo zmęczona. - stwierdził z głupkowatym uśmieszkiem i odchylił się nieco.
- Tak, chyba tak. - wychrypiałam i odetchnęłam. Był z siebie dumny, że doprowadził mnie do takiego stanu. Czułam to. - Pójdę już. Jeszcze raz dzięki, pa. - pożegnałam się i jak najszybciej wyślizgnęłam się spod jego rąk, leżących na mojej tali.
Inni zdjęcia: ... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24