Rozdział 4 .
Nadszedł dzień spotkania. Ania nie wiedziała czy dobrze podjęła decyzję. Aby nie zwątpić powtarzała sobie w myślach:"Chce mieć dowód na moją miłość to go dostanie. Kocham go". Jednak gdy spotkanie było coraz bliżej ona coraz bardziej wątpiła w swą odwagę. Z niepewnością i w głębokim zamyśleniu dotarła na miejsce. Macie już czekał.
-No to co zaczynamy?. - rzekł z szyderczym uśmiechem na twarzy.
Ania nie mówiąc nic usiadła pod jednym z drzew. Maciek zbliżył się do niej. Dał jej do zrozumienie że ma się położyć. Nagle usłyszeli sygnał dzwonka od roweru gdzieś w oddali. Maciek kazał szybko schować się Ance w bujnych krzakach. Ania w głębi duszy pomyślała że to ją uratowało i odetchnęła. Jednak gdy rowerzysta tylko minął Maćka on siłą wyciągnął Ankę z zarośli i znów ją położył na miękkiej trawie.
-Nie bój się. Krzywdy ani dziecka Ci nie zrobię.- szeptał Ani do ucha rozpinając rozporek w spodenkach.
Powoli i delikatnie całował Anię po szyi. Czuła jego oddech na twarzy, to było przyjemne. Ale czuła również jak ściąga powoli jej spódnicę. Porywczo wstała, w pośpiech zapięła spódnicę i rzekła :
-muszę lecieć.
I szybko pobiegła w stronę domu. Myślała:"A jednak. Jednak nie dałam rady. Jestem idiotką. Teraz on się nawet do mnie nie odezwie. .. A może zrozumie..?"
Nie. Maciek nie zrozumiał. On miał ten pierwszy raz za sobą. Przestał do niej pisać. Nie odbierał telefonów Ani. Ona zaczynała rozumieć że tylko chodziło mu o seks. Jednak w myślach tłumaczyła go. Nadal go kochała...