'Uporządkuj swoją aurę!' czytam dziś w zakupionym w kiosku, szmatławcu. 'Czy od pewnego czasu czujesz się zmęczona/zatroskana/zaniepokojona? Chodzisz podenerwowana? Nie wiesz co ze sobą zrobić?' W ferworze walki bez skrępowania odpowiedziałam: TAK, wzbudzając tym nie lada zdziwienie przechodniów. Zanim jednak zatroskany moim stanem dziadek zadzwonił po 'panów z białymi kubraczkami', zgrabnie dotarłam do domu, przebierając krótkimi, kaczymi nóżkami. Tak więc sugerując się czytanym w klatce schodowej artykułem całą zawartość szafy, szafek, szafeczek, szafuniek i szafusieniuniek uroczo wykopałam na sam środek pokoju doprowadzając mamę do stany co najmniej przed zawałowego.
Teraz, gdy juz spychaczem tknęłam te wszystkie śmieci do ciemnych czeluści zielonego kontenera, a w moich szufladach wieje lekki, wiosenny zefirek, siedzę przed komputerem i próbuje doszukać się w moim zachowaniu poprawy.
Bez zmian.
chociaż nie.
Tapetę zmieniłam na weselszą.