No. W końcu weekend się zaczyna. Zawalona pracą -,-
Wczoraj coś tam mój konserwatywny wychowawca sapał do mojej koszulki Jack Daniel's. Później się śmiał, że następnego dnia przyjdę z Teqillą na klacie, ale wtedy zamiast amerykańskiej flagi na głowie musiałabym założyć sombrerro, czy jak to tam się nazywa. A z gościem od infy umówiłam się na szklaneczkę whisky, pod warunkiem, że ja stawiam :D Haha. Okee, dla mnie spoko. Ale 6 na koniec musi być! hihiihi. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie akcja ratowania Angeli i odwózką ją do domu... z wyżej przedstawionym wychowawcą właśnie. "Ola, ale pojedziesz ze mną, prawda?" No i jak to, odmówić? Jej nigdy! Małpa jedna :D
Dzisiaj baba od chemii i biologii dojebała nieźle. Poza tym to chillout. Zaraz mają przyjść Pysia z Natalą. Próba "zespołu". Tsaa. Poszukujemy perkusisty, wszystkich chętnych zapraszam. W niedzielę wystep.
Oo, są :D
Lecę, bye <3