ogólnie w całym swoim życiu umierałam 3 razy. pierwszy raz dokładnie 1 stycznia 2008 roku; drugi raz chyba 1 stycznia 2010; a trzeci raz 6 wrzesnia 2011 roku. umieranie boli. fchuj boli. zmartwychwstalam po raz trzeci i ostatni. zgodnie z zasada "do trzech razy sztuka" i zgodnie z przekonaniem Arka o przejściu na buddyzm.
w pewnym sensie oddzieliłam przeszłość grubą kreską. ale z drugiej strony przeszłości nie mozna wymazac. niezaleznie od tego jak bardzo by sie chcialo.
ostatnie dni duzo mnie nauczyly. pokazaly, ze potrafie byc silna i przede wszystkim pokazały na kogo moge liczyc w najgorszych chwilach. sama nie wiem do konca czy to co teraz sie dzieje idzie w dobra strone. ale wiem, ze nie przekonam sie dopoki czegos nie sprobuje.
poki co mam duzy dystans i serce zamkniete na 2 zamki z wielką, wciaz krwawiaca blizna po srodku.
i dzis juz wiem, ze co mnie nie zabije, dobrze zrobi mi.
Filip. Wiola. Gosia. Monika. Arek. Bartek.
<3 KOCHAM WAS PONAD WSZYSTKO.
na ten moment powiem jeszcze, ze czuje sie jak 14latka.
i powiem, ze to calkiem miłe uczucie :)