Nadal nie mogę dojść do siebie po ostatnich 24h.
Nadal jestem strzępkiem nerwów, choć chyba dobrze idzie mi ukrywanie tego.
Sama nie wiem co stało się z moim życiem.
Nie wiem w którym miejscu coś spieprzyłam...
hah... przeszłam wczoraj pierwsze w życiu załamanie nerwowe i... nie polecam.
A zaczęło się tak niepozornie...
SKońćzyło się godzinnym piekłem.
Godzinny spazmatyczny płacz, krzyki, przekleństwa i poczucie takiej cholernej bezsilności i beznadziei...
Nie sądziłam, że kiedykowliek może mi się takie coś przytrafić.
Teraz zaczynam się zastanawiać, czy te bóle z nikąd w klatce piersiowej nie są aby na pewno wywołane stresem.
Łykam tabletki na ból spowodowany naciskiem kręgosłupa, a może to zwykłe nerwobóle?
Ostatnio żyję w ciągłym napieciu, wciąż coś jest nie tak, chociaż staję na rzęsach, by było dobrze.
Może w tym właśnie leży mój błąd?
Może po prostu staram się za bardzo?
Bo jeżeli JA mam ochotę WYJŚĆ I ZAPALIĆ PAPIEROSA, to...
tak, jest kurwa bardzo źle.
Mam ochotę włóczyć się całą noc po obcym mi nadal mieście.
Mam ochotę na to, by stało mi się podczas takiej wędrówki coś bardzo, bardzo złego.
Upić się w trupa, stracić zdolność myślenia choć na parę godzin.
Zrobić cokolwiek, by nie trwać już w tej chorej sytuacji, w tej chorej atmosferze.
Ale oczywiście niczego nie zrobię, bo tak naprawdę jestem pierdolonym tchórzem.
Boję się. Tak bardzo się boję... I jestem z tym strachem sama, zupełnie sama.
Nie otrzymałam żadnego wsparcia wtedy, gdy potrzebowałam go najbardziej.
Przemilczałam cały dzisiejszy dzień.
Hah i nie zapowiada się na zmiany.
To już zbyt wiele nawet dla mnie.
Bo nie kurwa, nie jestem niezniszczalna.
Jestem zwykłą kobietą, która potrzebóje ciepła i zrozumienia.
Gdzie mam tego szukać, skoro nie otrzymuję tego od osoby, która powinna być przy mnie zawsze, na dobre i na złe?
Skąd mam czerpać siły do walki o cokolwiek?
Zresztą, czy jest w ogóle jeszcze o co walczyć?
Pewnie czeka mnie dzisiaj kolejna nieprzespana noc, później kolejny samotny dzień, kolejny dzień w milczeniu,
NIE RADZĘ SOBIE KURWA.
Spadłeś z dachu swych własnych pragnień,
Ale nie złamałeś karku chociaż czujesz, że jesteś na dnie..