butelka w jego dłoni to nie żadne antidotum
ukochana dzwoni "wracaj skarbie do domu"
on odrzuca rozmowę, jednak postanowił powstać
obiera drogę, zmierza tam gdzie przytrafił się koszmar
ona rzuca się w ramiona, zdejmuje jego spodnie
cała płonie, rozpalona, siada na niego wygodnie
robią to na podłodze, pieprzą się jak zwierzęta
ona krzyczy - dochodzę
rano ta sama gehenna