Dla mnie szybkie, gwałtowne wstrząśnienie w żyłach. To tak jakby coś wrzało, ale wiem, że będzie to większe.
Jakby rosło w dłoniach, które drżą. Pomiędzy wargami, jak jeden oddech, tyle że mi go odbiera.
Widzisz jak wzrasta mi w źrenicach. Czujesz jak impulsywnie mruczy pod skórą, jak oblizuje mi wargi.
Ciepło milknie na moment, na chwilę czuję się inaczej. Wpadam do lodowatej rzeki, porywa mnie ten nurt,
cisza zabiera mi myśli po to by moment później, w nieskazitelnym brzmieniu wpaść wichurą prosto w duszę.
Twarde uczucie wzbiera gdzieś w gardle, spowalnia czucie, lawą rozlewa się w podbrzuszu. Znów mi ciepło,
znów mam na sobie czule utkany sweter z Twoich słów. Brzmię jak marsz, jak obcasy wystukujące rytm.
Prawie jak niebo, znowu mknę jasną chmurką z myśli. I myślę wtedy, tak bezkarnie: Rozbudź we mnie życie.
Wyrwij mnie z monotonii, z szarości poranków i ciemności wieczorów. Natchnij mnie, oddychaj mną.