Czasami zastanawiam się nad brzmieniem wyrazów. Lodowata pościel. Kawa. Schody.
Cicho wypuszczany z krtani dym. Ciemność, kilka godzin snu rozdzielam na
trzy doby. Wąski korytarz, czerwone kosmyki butnie buntują się opadają na policzki.
Obłędem zatrzaskuje za sobą drzwi. - Za mało mówisz, Anita, za mało się odzywasz.
Nie rozmawiasz ze mną. - Narzekanie mamy, zwykłe, codzienne reprymendy ojca.
Nie czuje potrzeby mówienia. Coś tłamsi, dusi i nie puszcza. A jednak, chciałabym,
raz na zawsze pożegnać to co w sobie noszę, wyrzucić na kartkę, przez opuszki palców
na klawiaturę, zarejestrować to za pomocą kodów słów, stawianych bezwiednie w szyku
przygotowanych na rozstrzelanie zdań.
Dawno już nie czułam beztroskich chwil krążących w krwiobiegu. Chciałabym coś
zamknąć, wreszcie coś rozwiązać, dowiedzieć się kim jestem i czym są moje uczucia wobec
Ciebie. Otworzyć może nowy rozdział, wyjaśnić coś, pozbyć się namiętności.
Lubię kryć się w niedopowiedzeniach, których szczerze nienawidzę. Nie mogę znieść.
Ambiwalencją uczuć. Zawsze nią byłam. A budzący mnie nad ranem ucisk, bolesny
oddech, kryjący się pod mostkiem, kiedy kończy się kolejny z rozedrganych snów,
mówi mi, że wciąż żyję. I dzięki temu bólowi, temu co dzieje się nade mną, wokół
mnie i we mnie, wciąż wiem, że oddycham, że jestem.
Mimo że nie ma mnie tu wcale.
***
Okazuje się, że pomaturalne wakacje mogą być czymś, czego nie planowałam zbyt szybko w swoim życiu. Mamo, może rzeczywiście pora jest się usamodzielnić, wypaść spod twoich ledwie muskających mnie skrzydeł, których w gruncie rzeczy, nie czuję już od dawna. Może wtedy w końcu, coś w tym kurewskim życiu się zmieni.
You speak your fears
Thinking in circles
And checking word nears
Don't think
You live your life like a page
From the book of my fantasy
Don't you call anybody else baby