Dla Niej mogę wszystko! Dla niej nie mogę się załamywać, dla niej muszę być silna, muszę się poświęcać.
Od 4 miesięcy w ogóle nie myślę o sobie, siedzę w domu zajmując się dzieckiem, nic innego robić nie mogę, pieluchy, butelki, płacz, noszenie godzinami na rękach... czasem mam dość, mam ochotę wyjść i nie wracać, wariuję. Najgorsze jest to, że mimo tego,że mam Olę, że są rodzice, siostra, tata Małej... mimo tego czuję się tak samotna,całkiem sama z tym wszystkim. Opieka nad dzieckiem jest tak wyczerpująca...fizycznie a przede wszystkim psychicznie, zawłaszcza w sytuacji gdy jest się poniekąd samotną matką, tata Oli jest ale nie zawsze liczyć na niego mogę,korzysta z wolności której mieć nie powinien..., to ja całymi dniami zajmuję Małą. Muszę w końcu zacząć myśleć o sobie choć trochę, bo na prawdę zwariuję. Nie jestem szczęśliwa, kompletnie nie... i muszę to zmienić, dla siebie a przede wszystkim dla córki. Tylko jak to zrobić? ...nie wiem... Zawsze byłam optymistką, nawet nie wiem kiedy ten optymizm przerodził się w pesymizm.
Na szczęście są przyjaciele, znajomi, którzy pomagają mi w trudnych chwilach (K:* T:*).
Dziecko wyssało ze mnie wszystko, i napełniło mnie też czymś nowym, wspaniałym. Miłość jaka jest między matką a dzieckiem jest chyba największą możliwą miłością.
Najdziwniejsze a zarazem fascynujące jest też to, że gdy przychodzi taki moment załamania, totalnego doła, gdy już na nic nie ma się siły, gdy dziecko zaczyna już wkurzać i czasem nawet ma się ochotę na nie krzyknąć, w momencie paniki i bezsilności... wystarczy tylko przez chwilę spojrzeć na malucha i nagle nie wiadomo skąd przychodzi siła, momentalnie ociera się łzy i staje się w gotowości. Dziecko dodało mi niesamowicie dużo siły i cierpliwości... nie mogę pozwolić sobie na to, żeby zamknąć się w sobie i schować się na cały dzień pod kołdrą i do nikogo nie odzywać się słowem, nie mogę choćbym nie wiem jak bardzo tego chciała:)
Kocham z całego serca mojego urwisa i dziękuję Bogu, że jest ze mną:)