Pisałam tak długo i ubierałam realizm w piękne słowa. Ciężko jest przyozdobić coś szarego w barwy teczy. Próbowąłam i szło mi całkiem nieźle. Kiedy wróciłam laptop po prostu sie wyłączył. Moja złość nie znała granic. Jakby tego było mało ani jedene wyraz nie zapisał siew notatniku. Wściekłość ogarneła mnie i przyznam, że nawet łzy zebrały się w moich piwnych oczach.
Pisałam o wszystkim i niczym. Pisąłam o tym, że ten wyjazd przypomniał mi sytuacje sprzed roku. Ta sama ucieczka przed tym samym uczuciem lęku i bezsilności zmieszanym z miłością. Miłością, która bezpretensjonalnie rani.
Każdego dnia mma wrażenie że coś mi ubywa. Wczoraj zniknęło moje serce. Dziś płuca, kto wie czego zabraknie mi jutro. Jedyny organ jaki z pewnoscia mi pozostanie to moj mozg. Moze i jest niewielkich rozmiarow, ale ilos pomarszczen na nim jest niezliczona, co swiadczy o rozwinietej wyobrazni i mojej zabojczej inteligencji (wlaczyl sie alarm "uwaga samouwiebienie)... Mozg, ktory tworzy bajecznie piekna przyszlosc, ktora nigdy miala nie weksc w realny swiat, a jedynie pobudzac mnie i napawac smutkiem i zalem do calego swiata, ktory z reszta i tak obwinialam za cale moje zlo. Mozg, ktory odtwarzal najpiekniejsze chwile w moim zyciu tylko po to by napelniac mnie bólem od środka tak aż zaczełabym promieniować cierpieniem na setki tysiecy kilometrów. Przesadzam? Nie mysle, ze znow dziala moj osrodek mozgowy, ktory pobudza moja wyobraznie by sytuacje z zycia codzinnego opisac jak najdokladniej na przykladach wielu metafor i wyolbrzymien, by potencjany czytelnik mogl wczuc sie w panujacy mroczny klimat. Mroczny klimat, taak. Moje zycie przypominalo zycie wampirow, ktore wiecznie schowane w cieniu patrzyly na caly swiat na wpol otwartymi swiecacymi oczami. Ciagle skradanie sie i uwazanie by nikt nie odgadł mojego sekretu zyciowego. Ciagly strach o to by nikt nie mogl nawet nabrac podejrzen ze cos jest nie tak.
Ataki dusznosi przybywają co raz częściej. Puste miejsce w klatce piersiowej po lewej stronie zaczyna napełniać się lękiem i bezgranicznym brakiem ufności do świata, który nawidoczniej ma niezłą zabawę z tego jak szybko potrafię zbudować kolejne zamki z piasku na plaży, po to tylko, by przeszdł przypływ i pierwsza lepsza fala zmyła moją kilkugodzinną pracę za jednym zamachem.
Jeszcze na domiar złego musialam dodac zdjecie z moja osobą ponieważ moj wspaniał brat siedzi przy komputerze a ja bazgrolę na tym nieszczęsnym laptopie, który pożarł dziś kilka dni z mojego życia opisanych w notatniku. I to całkiem zgrabnie opisanych, bo uważałam na słowa. Ale pominę ten incydent - zupełnie tak jakby go nie było.
Na początku pisałam, że znow popelniam ten sam blad. Uciekam w to samo miejsce co rok temu, z tego samego powodu. Mówią, że jedni uczą sie na cudzych a inni na wlasnych bledach. Ja należebez dwóch zdań do grupy ludzi niewyuczalnych i nie straszna mi żadna porażka. Zamiast jednak wyciągać wnioski z minionych akcji życiowych, ja biegnę dalej nie zatrzymując się nawet na chwile.
Wszystko jest takie dziwne.
Zupelnie tak jakbym miala Deja Vu... Z malymi dodatkami...
Dzien spedzony bardzo milo. Pol dnia kopalam pilke z moim bratem, biegalismy po lesie, scigalismy sie, smialismy sie... Zupelnie jak male dzieci... Bylo naprawde milo... Chyba brakowalo mi tego oderwania sie od rzeczywistosci. Oderwania sie od dorosłosci, ktora mnie dosięgnęla.
Milego wieczoru i dobrej nocy ;)
Użytkownik mokiki
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.