Nie wiedzieć czemu siedziałam z nosem przyklejonym do szyby. Przyleciałam tutaj i nie wiedzieć też dlaczego nagle zaczął padać deszcz. Gdyby tuż przede mną nie było tak wspaniałej pogody pomyślałabym że to normalne. A przecież było tu takie bajeczne lato. A dziś wieczorem zaczęło padać. A moze to ja przygnałam ze sobą ten deszcz? Może to moje fatum ciążące nade mnią jak nieznośny fetor, unoszący się nad wysypiskiem śmieci? Nie, nie powinnam brać tego za złą wróżbę. Po prostu w końcu trzeba było wycisnąć te chmurki wiszące na niebie.
Czuję, że dzisiejsza noc przywieje mi wspomnienia sprzed roku, kiedy to z miną obrażonej dziewczynki uciekłam tu, by zapomnieć o bólu, który tłamsił mnie w gardle. Teraz płuca zdawały sie kurczyć przez co z każdą sekundą co raz trudniej przychodziło mi oddychać. Zdawało się, że wnętrze mojego ciała płonie, a jedyne co odsuwało mnie od tego irracjonalnego pomysłu był fakt, że z nosa nie ulatuje mi dym i nie bucham wielkimi płomieniami niczym smok Wawelski.
Ciekawi mnie czy w tym zyciu znajdzie sie takowy szewczyk dratewka, który uratuje mnie przed śmiercia i zagłądą.
Zdjęcie z dzisiejszego spacerku po okolicy ;)
Użytkownik mokiki
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.